O tym, na kogo możemy liczyć w razie agresji na nasz kraj, dominacji lewicowych partii w Parlamencie Europejskim oraz łamaniu solidarności europejskiej przez Niemcy mówi wiceprezes PiS Joachim Brudziński.
Bogumił Łoziński: Gdyby Polska poprosiła o wojskową pomoc w przypadku przekroczenia naszej wschodniej granicy przez białoruskie czy rosyjskie „zielone ludziki” albo wojska tych krajów, które państwo by jej nam udzieliło?
Joachim Brudziński: Oczywiście to odpowiedzialny rząd musi brać pod uwagę każde, nawet najbardziej czarne scenariusze. Dlatego wraz z odpowiednimi służbami i we współpracy z naszymi partnerami z NATO na bieżąco analizuje on sytuacje również w wymiarze militarnym. Nie chciałbym jednak, aby po pana pytaniu czytelnicy odnieśli wrażenie, że stoimy w przededniu konfliktu zbrojnego z naszymi sąsiadami i musimy wzywać na pomoc sojuszników.
W tym pytaniu nie tyle chodzi o agresję, ile o to, na kogo możemy liczyć, gdyby doszło do takiej sytuacji.
Należy trzymać się zasady, że przede wszystkim trzeba liczyć na siebie. W momencie, kiedy wygraliśmy wybory w 2015 r., ruszył program dodatkowego wzmocnienia i modernizacji polskich sił zbrojnych. Kwestie te nabrały szczególnego przyspieszenia, kiedy do rządu wszedł prezes Jarosław Kaczyński jako wicepremier odpowiedzialny za sprawy bezpieczeństwa. Odnosząc się wprost do pytania, powiem, że sojusze i deklaracje są bardzo ważne i nie lekceważymy ich. Jesteśmy lojalnym członkiem Paktu Północnoatlantyckiego, dlatego w sytuacjach krytycznych należałoby w pierwszej kolejności oczekiwać wywiązania się państw – członków NATO z porozumienia, które obowiązuje. Aktualnie rozważamy skorzystanie z artykułu 4 tego porozumienia, czyli konsultacji członków paktu w sytuacji zagrożenia jednego z nich. Następnym krokiem jest artykuł 5, który przewiduje bezpośrednią interwencję wojskową, ale podkreślam, że dziś taki scenariusz nam nie zagraża.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.