Sytuacja jest na tyle zmienna, że trudno planować coś na pewno nawet z tygodniowym wyprzedzeniem – stwierdził w rozmowie z KAI dyrektor Caritas Polska ks. dr Maciej Iżycki opisując wszechstronne działania Caritas na granicy polsko-białoruskiej. Musimy być przygotowani na różne scenariusze, a to co jest możliwe, to po prostu realizujemy – mówi szef największej pozarządowej organizacji charytatywnej.
Ma Ksiądz Dyrektor bieżący kontakt z diecezjalnymi Caritas?
Oczywiście, zwłaszcza z Caritas białostocką, siedlecką i drohiczyńską, a więc z terenów, które graniczą z Białorusią. Od ponad tygodnia na granicy jest mój zastępca, franciszkanin o. Cordian Szwarc, który objechał już wszystkie parafie graniczne w archidiecezji białostockiej, a za chwilę wyruszy do diecezji drohiczyńskiej.
Szczególnie kryzysowa sytuacja panuje w tej chwili w Kuźnicy w archidiecezji białostockiej. W jednej z miejscowości jest natomiast lokalna społeczność, która obsługuje jeden z Namiotów Nadziei, w którym zgromadzone są różne niezbędne środki dla spotykanych migrantów i uchodźców: żywność, helps packi itp. Wspierają nas także wolontariusze Caritas.
Sytuacja w różnych miejscach wygląda oczywiście różnie. Są i takie, w których nie mogliśmy postawić Namiotów Nadziei z powodu bardzo dużego oporu miejscowej ludności. Nie dziwię się takim reakcjom. Tych ludzi kryzys dotyka tuż za ich oknami, widzą , co się dzieje, oglądają też przekazy telewizyjne. Można zaobserwować zmianę nastawienia do migrantów, ludzie coraz bardziej się boją, wzrasta postawa negatywna. Uczestnicy parafialnych spotkań z o. Cordianem - a choć są to małe parafie przychodzi po kilkadziesiąt osób - mówią o ludziach znajdowanych w lesie, niekiedy poranionych, którym niosą pomoc. Często też słyszymy, że lokalna społeczność mimo wszystkich negatywnych emocji, gdyby spotkała człowieka głodnego czy chorego, udzieliłaby pomocy. Ale, niestety, wśród przybyszów są i tacy, którzy przychodząc do jakiegoś domu po pomoc, próbują go plądrować.
No tak, mówimy o przybyszach, ale i dla mieszkańców przygranicznych wiosek to musi być trudny czas…
Ojciec Cordian relacjonuje, że ludzie są coraz bardziej napięci, żyją w permanentnym stresie. Zastanawiają się czy nie opuścić domostw. Mówią, że żyją trochę na walizkach, że nie wiedzą co będzie jutro, pojutrze. Są coraz bardziej niechętni do pomagania migrantom i deklarują, że nie odwrócą się od wojska. Cóż, kiedy mieszka się z dziećmi kilkaset metrów od granicy, która jest jakoś tam forsowana, to nie myśli się o uchodźcy lecz o sobie, bo samemu czuje się zagrożenie.
Pamiętajmy, że parafie graniczne są zazwyczaj bardzo niewielkie, liczą po kilkaset osób, w większości starszych, i często wymagających opieki.
Brat Cordian dzwonił do jednego z proboszczów deklarując, że jeśli tamtejsi mieszkańcy chcą głównie pomagać wojsku i wyrażając wdzięczność za to, że czują się bezpieczni gotują dla nich posiłki, to my jako Caritas wspieramy także i taką działalność. Uważamy po prostu, że w tym kryzysie wszyscy są ważni. W każdym razie nastroje wśród tamtejszej ludności naprawdę mocno się zmieniły.
Ale będziecie działać, niezależnie od wszystkiego...
Tak, bo widzimy potrzebę stałej obecności Kościoła na tamtych terenach po to, żeby nieść pomoc. Dzieje się to poprzez diecezjalne Caritas i Caritas Polska, ale też dzięki proboszczom, których sytuacja, jak widać, jest teraz bardzo trudna. Ale Kościół cały czas działa i wspiera potrzebujących. Jest to możliwe między innymi dzięki ogólnopolskiej zbiórce przeprowadzonej przed kościołami 5 września, a więc w ogłoszonym przez Episkopat Dniu Solidarności z Afgańczykami. Pozwoliło to nam przekazać konkretne środki na wsparcie Caritas Pakistan bo tam najczęściej trafiają uchodźcy oraz na wsparcie diecezjalnych Caritas, które kupują najpotrzebniejsze rzeczy.
Sądzimy, że część Afgańczyków już w Polsce pozostanie, dlatego prowadzimy dla nich pomoc o charakterze długofalowym. Jeśli jednak miałoby się okazać, że będzie ich mniej, to przekażemy środki, które zbieraliśmy na Afganistan do tych państw, które prowadzą dla nich ośrodki, na przykład do Grecji czy Pakistanu. Chcemy w ten sposób uszanować intencje ofiarodawców, to dla nas ważne.