Polska po I wojnie światowej nie miała naturalnych, korzystnych granic. W dodatku dwaj wielcy sąsiedzi – Niemcy i Rosja – wprowadzili militaryzację społeczeństwa, tworząc systemy totalitarne.
Łoś w powietrzu
W latach 30. rozumiano konieczność rozwoju lotnictwa cywilnego i wojskowego. Rozpędzający się wyścig zbrojeń w przestrzeni powietrznej nie mógł ominąć kraju nad Wisłą, tym bardziej że Polska miała znakomitych konstruktorów. Michał Zarychta uważa, że polski przemysł lotniczy był dużym osiągnięciem gospodarczym, szczególnie po zacofaniu cywilizacyjnym w zaborach. Podjęto jednak błędną decyzję o produkowaniu samolotów wszystkich typów – od lekkich, przez myśliwskie, aż po pasażerskie i bombowe. Przez to ucierpiały zarówno jakość, jak i wielkość produkcji.
Najważniejszą i najbardziej znaną fabryką samolotów w II Rzeczypospolitej były Polskie Zakłady Lotnicze na warszawskim Okęciu, które potem miały też swoją filię w Mielcu (Wytwórnia Płatowców nr 2).
– Wielkie uznanie na rynkach światowych zdobył polski myśliwiec PZL.P-11 i kolejne jego wersje rozwojowe. Był sprzedawany w latach 30. do innych krajów jako produkt niezwykle trafiony – dodaje Jacek Magdoń. Właśnie samoloty myśliwskie PZL stanowiły po roku 1936 roku trzon polskiego lotnictwa. Wśród nich PZL.23 „Karaś” i bombowy PZL.37 „Łoś”. Ten drugi stawiano w jednym rzędzie z konstrukcjami światowych liderów. Był najlepszą maszyną polską tego typu, a w 1939 roku – jedyną spośród polskich samolotów bojowych równorzędną z niemieckimi. Konstruktorzy sprzętu wojskowego II Rzeczypospolitej stworzyli oprócz słynnego „Łosia” jeszcze wiele ciekawych projektów i prototypów, jak np. PZL.46 „Sum” – wersję lepszą od „Karasia”, latającą o 100 km/h szybciej. Wojsko Polskie zamówiło już 300 sztuk, jednak II wojna światowa przeszkodziła w seryjnej produkcji.
A może… łódź latająca?
Duże nadzieje wzbudzał PZL.50 „Jastrząb”. W momencie wybuchu wojny na linii montażowej znajdowało się 5 seryjnych maszyn, jednak żadna z nich nie została ukończona. – To była koncepcja bardzo rozwojowa. Podobnie jak PZL.38 „Wilk”, PZL.45 „Sokół” czy PZL.48 „Lampart”. Warto przypomnieć, że Polska należała do ścisłego grona kilku krajów na świecie, które eksportowały samoloty za granicę, np. do Rumunii czy Turcji. A liczba zamówień wzrastała wraz z zagrożeniem wojennym – informuje pracownik rzeszowskiego IPN-u.
W temacie nowoczesnych prototypów wspomnijmy jeszcze o czołgu 7TP – jednej z pierwszych tego typu maszyn na świecie napędzanych silnikiem wysokoprężnym i w dodatku z radiostacją. W 1938 roku podjęto próby wzmocnienia opancerzenia tego modelu, czego efektem był projekt o nieoficjalnej nazwie 9TP. Ciekawostką z pewnością jest eksperymentalny lekki czołg pływający PZInż 130. W 1937 roku testowano już jego prototyp. Osiągał dobre rezultaty. Przejechał nawet 3500 kilometrów, jednak ostatecznie projekt zawieszono. Kolejna perełka to… łódź latająca Nikol A-2, przeznaczona dla polskiej marynarki. W założeniu maszyna patrolowa i szkoleniowa. Testy prototypu wypadły w przeddzień wybuchu wojny.
– Dokonano też zakupów na Zachodzie, niestety, nie dotarły one na czas do Polski, a modernizacja lotnictwa własnymi siłami nie sprostała wymaganiom wojny w 1939 r. Zabrakło nie tylko czasu, ale i finansów oraz potencjału przemysłowego. Niestety, dysproporcja liczby samolotów polskich i niemieckich okazała się niezwykle rażąca. Nasz przeciwnik wystawił do walki tysiące nowoczesnych maszyn, Polska miała ich zaledwie kilkaset. I to właśnie przewaga niemiecka w powietrzu, połączona z biernością zachodnich sojuszników, zadecydowała o tak szybkiej klęsce Polski w 1939 roku – podsumowuje Jacek Magdoń. •
Maciej Rajfur