Polska po I wojnie światowej nie miała naturalnych, korzystnych granic. W dodatku dwaj wielcy sąsiedzi – Niemcy i Rosja – wprowadzili militaryzację społeczeństwa, tworząc systemy totalitarne.
Najmocniejszy Hel
– Kluczową kwestią bezpieczeństwa w XX-leciu międzywojennym stała się obrona granic. Natura pomagała Polsce tylko na południu – w Karpatach, na granicy z Czechosłowacją. – W polskiej armii wysnuto wniosek, że nie ma możliwości bronienia wszystkich linii granicznych, należy się zatem skupić na uchronieniu rdzenia państwa, w tym „trójkąta bezpieczeństwa” – wideł Wisły i Sanu – czyli zbrojeniowego COP-u. Geopolityka jednak nakazywała zupełnie coś innego. Podjęto decyzję o obronie na granicach z Niemcami, by wojska Adolfa Hitlera nie wkroczyły na tereny zachodniej i północnej Polski bez oporu, a tym samym rewizji granic wytyczonych na mocy traktatu wersalskiego. Dlatego podjęto budowę fortyfikacji – stwierdza J. Magdoń. Ówczesna Polska nie miała jednak potencjału na poziomie Francji ani możliwości fortyfikowania granicy na poziomie słynnej Linii Maginota, dlatego postanowiono ochronić najbardziej newralgiczne punkty granicy z III Rzeszą i Sowietami. Na granicy polsko-niemieckiej wybrano Hel, Śląsk i tereny granicy z Prusami Wschodnimi m.in. w rejonie Wizny.
Obszar Warowny „Śląsk” rozciągał się na długości ok. 60 kilometrów. Od miejscowości Przeczyce na północy po miejscowość Wyry na południu. Pasmo miało bronić podstawowego zagłębia surowcowego i przemysłowego II RP. To linia umocnień stałych i polowych. Łącznie tworzy ją 180 budowli. – W momencie wybuchu II wojny światowej nie była jeszcze ukończona, lecz szybko zapadła decyzja, by nie prowadzić intensywnej obrony na Śląsku, gdyż groziło to zniszczeniem całego potencjału przemysłowego w tym regionie. Nie wykorzystano więc możliwości obszaru warownego. Trudno dziś tę decyzję jednoznacznie ocenić, bo jednak to walki w terenach zurbanizowanych pozwalały na długotrwałą obronę – uważa dr Magdoń.
Fortyfikacje II RP odznaczały się bardzo dobrą jakością, jednak było ich zbyt mało. – Gdyby potencjał gospodarczy Polski był większy, umocnienie granicy miałoby ogromny sens i wydłużyłoby z pewnością okres wojny z Niemcami w 1939 roku – oświadcza pracownik rzeszowskiego IPN-u. Skuteczna obrona Helu pokazała jednak bardzo wysoki poziom fortyfikatorów. Rejon Umocniony Hel można nazwać w tym względzie perełką. Wynikało to z potrzeby osłonięcia polskiego Wybrzeża i działań floty wraz z jej dowództwem. Bez tego jeden z najnowocześniejszych portów na Bałtyku, czyli port i baza morska w Gdyni, mógł łatwo paść od strony morza łupem wroga. Umocniony półwysep został wyposażony w artylerię, dlatego zdobycie tego terenu nastręczało potem wrogowi tak dużych trudności. – To jeden z najbardziej chlubnych przykładów skutecznego wykorzystania fortyfikacji podczas II wojny światowej, która przecież miała charakter błyskawiczny i wykazała nieprzydatność fortyfikacji w nowoczesnej wojnie – ocenia dr Magdoń.
Jak pisze Wiesław Bolesław Lach, po wojnie polsko-bolszewickiej podstawą polskiego systemu obrony miały stać się stare twierdze i fortyfikacje porosyjskie na północnym Mazowszu. Miały tworzyć ciągłość systemu umocnień, wsparte pododdziałami fortecznymi oraz ogniem artylerii i broni maszynowej. Ostatecznie decyzje o wzniesieniu nowoczesnych fortyfikacji na granicy z Prusami Wschodnimi zapadły dopiero wiosną 1939 r., a ich budowa w rejonie Mławy i wzdłuż Narwi rozpoczęła się w lipcu 1939 r., czyli zdecydowanie za późno.
Maciej Rajfur