Dziesiątki tysięcy biało-czerwonych flag i patriotyczne nastroje. Tegoroczny marsz przechodzi przez Warszawę pod hasłem "Niepodległość nie na sprzedaż".
Marsz rozpoczął się od odśpiewania "Roty" i Mazurka Dąbrowskiego. W tym czasie Rondo Dmowskiego i Aleje Jerozolimskie zajęte przez tysiące osób z flagami, w tym wiele rodzin z małymi dziećmi, wypełniło się dymem rac. Swoje przemówienie wygłosił organizator Marszu Niepodległości, Robert Bąkiewicz.
- Z całego świata przyjechali tu Polacy, by manifestować przywiązanie do suwerennej, niepodległej ojczyzny - mówił, dziękując szefowi UdSKiOR Janowi Józefowi Kasprzykowi, że można w Warszawie "przejść jak na prawdziwych patriotów przystało", nie "będąc nękanymi przez policję i przez prezydenta Warszawy". - Ten marsz jest wyjątkowy, bo dziś jest atak na polską granicę. Dziś obowiązkiem każdego polskiego patrioty, każdego narodowca jest wspieranie służb mundurowych. - Jesteśmy także atakowani przez Niemcy, które wykorzystują instytucje unijne do odbierania nam suwerenności. Trwa wojna cywilizacji. Stany Zjednoczone schodzą z pozycji lidera, porządkuje się nowy świat. Od nas będzie zależało, jak ta nowa Polska będzie wyglądała. Czy będziemy narodem silnym, gotowym nieść krużganek cywilizacji chrześcijańskiej na Zachód, którego ideowo już nie ma - mówił.
Dodał, że każdy powinien porządkować Polskę zaczynając od siebie. - Nie da się podnieść Polski, krzycząc tylko: "Bóg, honor i ojczyzna". Musimy zacząć od siebie wymagać, dawać przykład. To najwyższy czas, by każdy z nas stał się lepszy od tej chwili, przyjaźniejszy dla drugiego, gotowy do poświęceń dla rodziny, sąsiadów i Boga - stwierdził. Część przemówienia zagłuszył jednak policyjny helikopter krążący nad głowami maszerujących.
Ulic Warszawy pilnują setki policjantów w szturmowym umundurowaniu. Ulice są wygrodzone barierkami, a dołączającym do Marszu trudno przedostać się w pobliże.