Miłość ojczyzny ma związek z miłością Boga. Święci rodacy mówią dlaczego.
Był wczesny poranek 30 września 1863 roku opodal wsi Mełchów koło Lelowa. Rosjanie zaatakowali z dwóch stron. Było ich mrowie. „Miało się wrażenie, jakby to była ze strony Moskali obława na garstkę powstańców” – wspominał po latach Adam Chmielowski, przyszły święty Brat Albert. Powstańczy oddział liczył 320 piechurów i 80 jeźdźców. Chmielowski był jednym z konnych. W trakcie walki dowódca wysłał go z rozkazami. Ten ruszył z kopyta w dół zbocza. Naraz tuż przed nim eksplodował rosyjski granat, rozszarpując wierzchowca. Szlachcic zwalił się na ziemię z nogą pokiereszowaną wielkim odłamkiem. Zanim trafił do lekarza, wdała się zgorzel. „Trzeba nogę koniecznie amputować, aż za kolano” – usłyszał. Poprosił o cygaro – to miała być jego narkoza. Podczas operacji nawet nie jęknął, ale z bólu połknął cygaro.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Franciszek Kucharczak