Z Rosją graniczymy już nie tylko od północy, przy obwodzie kaliningradzkim. Z Rosją graniczymy de facto również na długim odcinku wschodniej granicy, formalnie nazywanej ciągle granicą polsko-białoruską. Tymczasem Związek Białorusi i Rosji (wdzięcznie brzmiący skrót ZBiR), istniejący już od 21 lat, staje się jeszcze ściślejszym związkiem. A to za sprawą zeszłotygodniowego posiedzenia Rady Najwyższej ZBiR-a, podczas którego podpisano porozumienie o blisko 30 programach z różnych obszarów, które tworzą ze związku faktycznie jeden organizm.
To nie tylko wspólna polityka gospodarcza, walutowa czy podatkowa, ale również wojskowa i migracyjna. Zwłaszcza ta ostatnia, z naszego punktu widzenia, jest publicznym przyznaniem się Moskwy do tego, że bierze współodpowiedzialność za wykreowany przez Łukaszenkę ruch migracyjny przy granicy z Polską i krajami bałtyckimi.
Oczywiście cały projekt integracji to proces konsekwentnie rozwijany przez Moskwę i Mińsk od dwóch dekad, co jest prostą konsekwencją zignorowanej na Zachodzie, a wyrażonej wprost przez Władimira Putina tęsknoty za ZSRR. W 2005 roku prezydent Rosji stwierdził, że upadek Związku Radzieckiego był największą katastrofą geopolityczną XX wieku. Na Zachodzie – poza Polską i paroma państwami regionu – nikt nie wziął pod uwagę tego, że to nie żaden tani sentymentalizm, ale konkretny projekt polityczny, który będzie przez Moskwę realizowany zdecydowanie: odbudowa imperium. Pełna nazwa tego projektu integracyjnego brzmi: Państwo Związkowe Białorusi i Rosji. I niech nas nie zmyli grzecznościowe ustąpienie Rosji z kolejnością nazw (zadecydował tylko alfabet), bo nie ma wątpliwości, kto jest siłą napędową i decyzyjną w tym związku zrodzonym bynajmniej nie z miłości.
Dla Białorusinów, którzy w ubiegłym roku uwierzyli, że zryw demokratyczny i liczne demonstracje na ulicach są w stanie wreszcie uwolnić ich od Łukaszenki i postępującej integracji z Rosją, zeszłotygodniowe porozumienia są niemal gwoździem do trumny ich marzeń i aspiracji. Dla Polski zaś sygnałem, że i tak wątły bufor, jakim miała być rzekomo Białoruś, przechodzi do historii. Przynajmniej na kilka kolejnych dekad. Z wszystkimi konsekwencjami bezpośredniego sąsiedztwa z Rosją. •
Jacek Dziedzina