„Zapamiętaj sobie, Marcin – rzucił zmordowany, spocony o. Jan Góra – Na tym świecie jesteśmy na służbie”. Czy Dawid nie zabił Goliata „przy okazji”, zanosząc na pole walki zwykły ser?
23.10.2021 09:59 GOSC.PL
Kończy się spotkanie wspólnoty. Większość ludzi poruszona uwielbieniem czy spotkaniem z ciekawym kaznodzieją pakuje manatki i wychodzi. Część zostaje, by posprzątać, pozwijać kable, powynosić ciężki sprzęt i poukładać krzesła. Co tydzień patrzę na to, jak krzątają się w wielkiej auli i ogarnia mnie wzruszenie. Czy Dawid nie zabił Goliata „przy okazji”, zanosząc na pole walki zwykły ser? Jesse poprosił go o świcie: „Zaniesiesz dziesięć krążków sera dowódcy oddziału (1Sm 17,18), a ponieważ najmłodszy z rodu był wierny w małym, Ten, „który widzi w ukryciu” dał mu strefę wpływu na cały kraj.
Służba. Wiem, to niemodne słowo. Ale to ono jest papierkiem lakmusowym sprawdzającym jakość naszego chrześcijaństwa!
Przecież nasz Bóg zareagował na grzech Adama i Ewy… własnoręcznie szyjąc im ze skór ubrania! Jego Syn stał się poniewieranym, upokorzonym, odepchniętym sługą i na kolanach mył brudne stopy uczniów. („Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem?”). Co więcej, zapowiedział, że będzie nam usługiwał również w Niebie! To formuła nieznana innym religiom, w których to człowiek służy bóstwu.
„Kiedy Jezus mówił o «najmniejszym w królestwie Bożym», to mógł pomyśleć tylko o sobie – pisał szwedzki karmelita Wilfrid Stinissen – On całkowicie siebie ogołocił i stał się sługą ludzi. Uczynił siebie najmniejszym ze wszystkich. Wybrał ostatnie miejsce. My możemy w najlepszym razie zająć przedostatnie. Wtedy będziemy z Nim, będziemy w Bożym towarzystwie. Z Bogiem sprawiedliwym można ubijać interesy. Można Nim kupczyć i próbować pozyskać Jego względy. Ale przeciw Bogu, który jest miłością i tylko miłością, nie mamy broni. Takiej miłości można się tylko wydać”.
„Służba to najwłaściwszy przejaw ludzkiej odwagi bycia – nie miał wątpliwości Tischner – Służymy, bo mamy odwagę być. Mamy odwagę być, więc służymy. Każdy z nas nosi w sobie początek własnego nieba”.
Szukaliśmy cienia pod wielką wiatą w Hermanicach. Z nieba pod Czantorią lał się żar. Usłyszałem westchnienie ulgi. Obok mnie rozwalił się spocony, wymęczony lipcowym upałem ojciec Jan Góra. Chciał odsapnąć po męczącym dniu. „Ma Ojciec jeszcze siłę?” – zagadałem. Popatrzył na mnie i rzucił: „Słuchaj Marcin: na tym świecie jesteśmy na służbie”.
Marcin Jakimowicz