„Wcześniej czy później państwo runąć musi, w którym zwycięża większość, nie rozsądek”.
Problem nie jest nowy: „Kto uczynił Niemców sędziami narodów?” – pytanie to padło 861 lat temu. W łacińskim oryginale brzmi tak: Quis Teutonicos constituit iudices nationum? Zadał je Jan z Salisbury, odnowiciel europejskiej myśli politycznej, autor „Policraticusa”. Angielskiego intelektualistę, sekretarza biskupa Tomasza Becketa, twórcę szkoły w Chartres, nauczyciela naszego mistrza Wincentego Kadłubka jakoś uwierało to, że cesarz Fryderyk Barbarossa traktował całą europejską Christianitas jak niemiecki folwark. Anglicy mieli w takiej sytuacji wyjście – mogli wycofać się z kontynentu, oddzielić od germańskiej Europy w swojej splendid isolation na wyspie.
Ostatnio znowu to zrobili. Już nie muszą stawać na baczność przed hymnem, w którym mamy obowiązek wyrażać radość – po niemiecku. A my musimy.
Musimy? Zanim będziemy próbowali rozstrzygać tę bardzo aktualną kwestię, wczytajmy się w tekst źródłowy. Autor „Ody do radości” Fryderyk Schiller w końcowej części owego utworu, napisanego cztery lata przed wybuchem rzezi francuskiej, zwanej rewolucją, pisze tak (cytuję wierne tłumaczenie Andrzeja Lama): „Bogów się przebłagać nie da,/ Równym im wypada być. [...]/ Naszych długów księgę zniszczmy!/ Niechaj się pojedna świat!/ Bracia – nad sklepieniem gwiazd/ Sądzi Bóg, jak my sądzimy. [...] Radość pieni się w pucharze,/ Z krwi złocistej winnych gron/ Czerpią dobroć kanibale,/ Silni pokorniejszy ton...”. Rzadko dośpiewujemy te nieco tajemnicze słowa i zastanawiamy się nad ich sensem. Kim dziś mogą być ci „kanibale”, którzy „czerpią dobroć” z „krwi złocistej”? A owi silni, którzy mają zaczerpnąć z tej samej krwi (II wojny, z Auschwitz czy z Gułagu?) „pokorniejszy ton”? Równie ciekawe jest pytanie, o jakie długi może dzisiaj w Europie chodzić. Które długi mamy zniszczyć (Unser Schuldbuch sei vernichtet)? Najciekawsze jednak wydają mi się słowa tej sugestii: „bogów”, którzy nad wami dominują, nie przebłagacie – więc musicie być im równi... Można odczytywać owo wezwanie jako wyraz prometejskiego buntu. Można również – całkiem przyziemnie – potraktować jako radę, byśmy pokornie przed siłą nie klękali, tylko z dumą walczyli o swoją godność, o prawo do własnego zdania, którego żaden „autorytet” z góry (jakiś sędzia ze Strasburga na przykład czy bezczelnie rozszerzająca swoje kompetencje większość z europarlamentu) nie ma prawa nam odebrać...
Próbując rozwiązać zagadnienie naszej podległości, odpowiedzieć na pytanie, czy „musimy” się podporządkować naszym sędziom ze stolicy niemieckiej Europy, pozwolę sobie iść dalej tropem Fryderyka Schillera. Mało kto chyba sięga dzisiaj do jego ostatniego, niedokończonego dramatu o romantycznie tajemniczym tytule „Demetrius”. Sięgam i wyjaśniam, że chodzi o Dymitra Samozwańca, który próbował przy pomocy polskiej szlachty zająć tron na Kremlu na początku wieku XVII, w miejsce Iwana Groźnego i Borysa Godunowa. Ta historia bardzo fascynowała wielu pisarzy na Zachodzie – i w Anglii, i w Niemczech – przez kolejne wieki. Schillera także zauroczyła polska w tym rola, a zwłaszcza zdumiewające działanie demokracji szlacheckiej w Rzeczpospolitej, staropolskie weto. To mu imponowało. W usta bohatera swojego dramatu, kanclerza litewskiego Lwa Sapiehy, wkłada taką oto apologię weta: „Zgódźcie się wszyscy! a ja »Nie« – powiadam/ Zakładam veto i zrywam sejm cały [...] Czymże jest większość? Większość to głupota;/ Rozum! Ten zawsze mniejszości udziałem. [...] Wcześniej czy później państwo runąć musi,/ W którym zwycięża większość, nie rozsądek”. Jakie mądre słowa. Może jednak takiego Niemca warto posłuchać jako „sędziego narodów”?
A może spróbujmy, europejskim bogom równi, przypomnieć sobie coś z dorobku intelektualnego kogoś, kto był uczniem i Szekspira, i Schillera, ale najbardziej chciał pozostać „starym Polakiem”? I stał się jednym z proroków i mistrzów papieża Europy – świętego Jana Pawła. Na ten czas walki o naszą niepodległość, o ducha Polski i o kształt Europy pozwolę sobie przytoczyć na koniec żądanie, które formułuje pod naszym adresem Juliusz Słowacki. Przeczytajcie je Państwo uważnie, proszę: „Chcę, aby zamki były twarde/ Na tych granicach, które duch stanowi,/ By polskie duchy tym przed Bogiem harde,/ Że się poddają jedynie duchowi,/ A przymuszone być z ciała nie mogą/ Przeciwko vetu swemu – żadną trwogą;// By duchy, które mają to z Chrystusa,/ Że veto swoje – na wspak światu kładą,/ Nie brała żadna cielesna pokusa/ Iść za zwierzęcą i niższą gromadą,/ Która pod biczem lub w galop – lub kłusa/ Leci – chociażby przeciw Bogu – stado” (J. Słowacki, Król-Duch, Rapsod IV).•
prof. Andrzej Nowak