Rozmawiałem kiedyś z pewnym wybitnym znawcą twórczości Norwida. Żalił mi się, że Norwid niezrozumiany za życia, takim pozostaje i dziś. Na szkolnych lekcjach i akademiach dokonuje się jego banalizacji czy wręcz profanacji. Lepiej więc, by czytali go tylko ci, którzy tego naprawdę chcą.
26.09.2021 08:28 GOSC.PL
Niestety, nie dokończyliśmy tej rozmowy. Nasze drogi rozeszły się przy pomniku Norwida. Mój rozmówca wszedł do nowego budynku Collegium Norwidianum, a ja poszedłem do starego gmachu uczelni. Pozostałem z kilkoma myślami – chciałoby się rzec: co nienowe.
Co się dzieje, gdy ideał sięga bruku? Rzeczywiście, gdy wspaniałe dzieła kultury wchodzą do powszedniości masowego szkolnictwa, nierzadko następuje ich banalizacja. Ubrane w slogan lub schemat, łatwiej mogą być nauczane, a wiedza o nich łatwiej może być sprawdzana. Dzieła te często funkcjonują sztucznie i nikt już nie rozumie, na czym polega ich wielkość. Stąd prześmiewcza Gombrowiczowska fraza „… wielkim poetą był”.
Zauważmy jednak, że zjawisko banalizacji wielkich dzieł nie jest czymś koniecznym (są szkoły, w którym się go unika!) i że stanowi ono cenę, jaką się płaci za ich powszechną dostępność. Czy warto dążyć do tej dostępności, skoro „nie poznają się na wielkim mali”? Tak, ponieważ im liczniejsze grono małych otrzyma szanse na obcowanie z autentyczną Wielkością, tym większe prawdopodobieństwo na to, że znajdą się ci, którzy naprawdę się nią przejmą. Warto nad tymi szansami pracować, nawet jeśli owoce pojawia się dopiero po latach. I nawet jeśli w zbiorowej świadomości zostaną tylko okruchy Wielkości: jedna strofa, kilka aforyzmów, minuta zadumy.
Nie twierdzę tu, że nie powinniśmy się przejmować wspomnianymi kosztami. Przeciwnie. Uważam, że bardziej niż nad zwiększeniem liczby lektur kanonu kultury i zwiększeniem liczby godzin szkolnej humanistyki, powinniśmy się zastanawiać nad skutecznością i atrakcyjnością nauczania. Atrakcyjne nauczanie polega jednak na ożywianiu, a nie na wyrzucaniu tego, co dawne i trudne. Inaczej Poeta wypomni nam, że poskąpiliśmy mu chwili marnej.
Jest jeszcze jeden powód, dla którego – pomimo wszystko – trzeba obowiązkowo czytać Norwida i innych wielkich z naszych dziejów. Norwid definiował przeszłość jako „dziś, tylko cokolwiek dalej”. Znaczy to, że minione zdarzenia i myśli nie uciekają, lecz mają wpływ na naszą teraźniejszość oraz że mogą stać się jej częścią. Nie zrozumiemy więc siebie bez znajomości naszego dziedzictwa kulturowego. I będziemy pojemniejsi, gdy owo dziedzictwo będzie w nas obecne. Mówiąc konkretniej: nie zrozumiemy zawirowań dzisiejszej polskości bez wiedzy – na przykład – o naszych romantykach (w tym także o ich dziwactwach i szaleństwach), którzy tę polskość w znacznej mierze ukształtowali. A gdy będzie w nas brzmiała fraza ich poezji – choćby „każdy w sobie cień pięknego nosi” – nasze życie stanie się szlachetniejsze i bogatsze.
„Naród, tracąc przytomność, traci obecność, nie jest, nie istnieje” – pisał Norwid. Przytomność to nasza zbiorowa pamięć. Bez niej nie istniejemy jako wspólnota kulturowa. Rzecz w tym jednak, czy chcemy jako taka wspólnota istnieć.
Jacek Wojtysiak