Wierzyć, cierpieć i walczyć ze wszystkim złem i podłem, aby nareszcie nastał czas i przyszłość światlejsza.
Piszę w Pszowie, w moim domu rodzinnym. Z widokiem na wieżyczkę naszego ratusza, ponadstuletniego budynku, na którym podczas pierwszego powstania zawisła po raz pierwszy polska flaga. Na krótko. Teraz wisi stale. W herbie Pszowa jest kościół, a nasze miejskie barwy są żółto-niebieskie.
Pszów to górnośląskie miasteczko, oddalone od granicy z Republiką Czeską o kilkanaście kilometrów, położone w środku trójkąta Rybnik–Racibórz–Wodzisław Śląski. Ulica, przy której stoi moja ojcowizna, nosi dumną nazwę „Plebiscytowa”, bo to tu przed wiekiem znajdował się polski komitet plebiscytowy. Tu też, na mojej rodzinnej ulicy, toczyła się jedna z powstańczych potyczek.
Sto metrów od mojego domu 18 sierpnia 1919 roku został rozstrzelany pszowianin Józef Tytko. Egzekucji na ciężko rannym, bez sądu, w obecności żony, dokonał oddział Grentzschutzu. Świadkiem tego mordu była m.in. moja 18-letnia babcia Matylda. Tytko był dowódcą III Kompanii III Baonu I Pułku Strzelców Rybnickich. Na polach wokół Pszowa zginęli w tym samym dniu również jego trzej podkomendni: Benedykt Tront, Jan Włoczek i Józef Milion. Dwieście metrów od mojego domu, w centralnym punkcie pszowskiego rynku, który nosi nazwę „plac św. Jana Pawła II”, obok lokomotywy i wagonika z węglem z podziemnej kolejki, pamiątki po nieczynnej kopalni „Anna”, stoi obelisk wybudowany w 1922 roku na pamiątkę połączenia tej części Górnego Śląska z Polską. Został zburzony we wrześniu 1939 roku, odbudowany w przededniu wolnej Polski, w 1987 roku.
W pierwszych dniach września 1939 roku Niemcy zburzyli tu jeszcze dwa pomniki: ku czci poległych pszowian w wojnie z bolszewikami w 1920 roku oraz pomnik Czynu Powstańczego, który stał na placu bazyliki pw. Narodzenia NMP – Pszów to sanktuarium maryjne, miejsce czci Pani Uśmiechniętej. Ten drugi pomnik został w zmienionej formie odbudowany, pierwszy zupełnie zniknął z krajobrazu miasteczka. Za kaplicą Świętego Krzyża, na cmentarnej części placu bazyliki, został pochowany Edward Łatka, dowódca I Pszowskiego Batalionu Powstańczego. Zginął 23 maja 1921 roku podczas zwycięskiej dla powstańców Bitwy pod Olzą. 300 m dalej, w dzielnicy Stara Maszyna, przy ulicy P.O.W. stoi smukły krzyż upamiętniający złożenie przysięgi przez członków pszowskiej grupy Polskiej Organizacji Wojskowej w roku 1919. Pszowska grupa liczyła 173 peowiaków. 30 proc. wszystkich śląskich peowiaków pochodziło z ziemi rybnicko-wodzisławskiej.
Powstańcami byli obaj moi dziadkowie, Antoni i Teodor, oraz trzech moich pradziadków; dwaj pierwsi jako nastolatkowie, pradziadkowie byli już wtedy mocno po czterdziestce. Starzik Teodor był w latach 60. skarbnikiem pszowskiego oddziału ZBoWiD, organizacji, w której komuniści połączyli powstańców z różnej maści czerwonymi bojcami. Pamiętam, jak przychodzą do niego koledzy w powstańczych mundurach, płacą składki, on zapisuje rzędy cyfr kopiowym ołówkiem w podniszczonych zeszytach, palą sporty, rozmawiają gwarą i mają smutne twarze ludzi, z których zadrwiła historia. Pamiętam, jak chodziłem ze starzikiem na powstańcze capstrzyki, było ognisko, grochówka, sztuczne ognie. Capstrzyki organizowali 2 maja – 1 maja nie chcieli, 3 maja nie mogli. W zdecydowanej większości już nie doczekali wolnej Polski, a jeśli o czymś byli dobrego zdania, wtedy używali zwrotu: „jest jak piyrwej, jak za starej Polski”.
Na pszowskim cmentarzu zatrzymuję się przy grobie Franciszka Jaźwca, pierwszego prezesa pszowskiego Towarzystwa Śpiewaczego im. Paderewskiego. Jaźwiec, urodzony w 1886 roku, był działaczem narodowym, społecznikiem, podróżnikiem, muzykiem, poetyckim samorodkiem. Przed I wojną światową był za swoją kulturową propolską aktywność wleczony po sądach w Loslau, Ratibor, Breslau. Nie dożył powstań, zmarł w wieku 33 lat. 15 kwietnia 1919 r. pisał: „Wierzyć, cierpieć i walczyć. Wierzyć w odrodzenie nasze i naszej kochanej Ojczyzny. Cierpieć do czasu lepszej doli i przyszłości. Walczyć ze wszystkim złem i podłem, aby nareszcie nastał czas i przyszłość światlejsza”. Na jego nagrobnym pomniku są wyryte słowa z wiersza Damrota: „Czego nie zdobyli mieczem/ waleczni mocarze/ To wywalczą pieśnią/ pobożni pieśniarze”.
Taki jest rodzinny, osobisty kontekst mojego rozumienia fenomenu powstań śląskich. Nie umiem bez tego kontekstu o powstaniach myśleć, mówić, pisać. Nie da się.
Ale dlaczego właściwie wybuchły i jaki był ich metafizyczny korzeń?
O tym już w 2. części tekstu – 24.10.2021 r. •
ks. Jerzy Szymik