„Ty jesteś Mesjasz”. To wyznanie wiary Piotra pozostaje na zawsze fundamentem Kościoła. To jest centrum naszej wiary i źródło chrześcijańskiego życia.
1. Jezus wciąż pyta o to, kim dla nas jest, co dla nas znaczy. Pyta o to swój Kościół, papieża, biskupów, prezbiterów, wiernych świeckich. Bez wielkiego TAK dla Jezusa Kościół upada, znika, staje się wydmuszką. To Chrystus sprawuje najwyższą władzę w Kościele. Wszelkie ludzkie struktury muszą być podporządkowane prawdzie i miłości Chrystusowej. Postulaty demokratyzacji Kościoła, które ostatnio odżyły, zdają się o tym zapominać. Kościół służy naprawdę człowiekowi wówczas, kiedy jest narzędziem w ręku Pana, a nie zakładnikiem opinii publicznej, nawet jeśli jest to opinia Ludu Bożego.
2. Jezus zapowiada krzyż. Wizja cierpiącego Mesjasza nie mieściła się w głowie Piotra. Choć wyznał wiarę, wewnętrznie pozostał przywiązany do swoich wizji, które próbował narzucić Jezusowi. My też czynimy podobnie. Wyznajemy wiarę w Jezusa, czyli uznajemy Jego absolutny autorytet, a już po chwili chcemy realizować własne pomysły, które próbujemy podpiąć pod autorytet Jezusa. Piotr za taką postawę doczekał się mocnej reprymendy. Ten, który ma być opoką, okazał się kamieniem obrazy. „Napięcie między darem od Pana a własnymi możliwościami rzuca się w oczy”, zauważa Benedykt XVI i dodaje, że ten dramat powtarza się w dziejach papiestwa: „Papieże – jeśli polegają tylko na swoich możliwościach – ciągle na nowo stają się zgorszeniem, ponieważ chcą wyprzedzać Chrystusa, nie zaś Go naśladować; ponieważ są przekonani, że muszą się kierować własną logiką w ukazywaniu drogi, którą wyznaczać może przecież On sam”. „Nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku” – ile razy te słowa musi powtarzać Pan. Także każdemu z nas.
3. Wszyscy w Kościele potrzebujemy nawrócenia do Chrystusa. Dodajmy: ukrzyżowanego! Czy da się być chrześcijaninem w pełnej harmonii ze światem, bez napięć i problemów? Nie, to niemożliwe. Chrześcijanin oczywiście musi być otwarty na świat, ale nie może być otwarty na zło, które z tego świata przychodzi i próbuje „nawracać” Kościół na swój system antywartości. Otwartość ma swoją granicę w miejscu, w którym chrześcijanin rozumie, że nie da się pogodzić wiary z postulatami tzw. ducha czasu. Zapytano kiedyś kard. Ratzingera, czy chrześcijanin naprawdę staje przed alternatywą: albo kompromis ze światem i utrata rzetelności, albo konsekwentne chrześcijaństwo pociągające za sobą wyobcowanie, jakiś rodzaj emigracji. Oto odpowiedź przyszłego papieża: „Tak, pewien rodzaj »emigracji« jest związany z byciem chrześcijaninem, co przypomina Abrahama pozbawionego ziemi ojczystej. Bez sprzeciwu nie ma chrześcijaństwa. Musimy to ponownie otwarcie przyznać, idea »otwarcia na świat«, która by o tym zapominała, nie miałaby po swojej stronie ani Biblii, ani soboru”.
ks. Tomasz Jaklewicz