Wyruszył pod koniec sierpnia z Jasnej Góry. Do Watykanu dotrze w październiku.
Wojciech Teister: Skąd pomysł, żeby pobiec z Jasnej Góry do Rzymu, codziennie pokonując dystans maratonu, a na całej trasie ponad 1,5 tys. kilometrów?
Tomasz Sobania: Pomysł zrodził się gdy biegłem do Santiago de Compostela. W czasie tamtego biegu przekonałem się, że dziennie dystans maratonu to nie jest dla mnie ani za dużo ani za mało. Odcinki powyżej 50 kilometrów były zbyt męczące, a po dniach z dystansem 35 czułem, że mam jeszcze wyraźne rezerwy. Te odcinki maratońskie są dla mnie idealnymi, zastosowałem taką strategię już podczas biegowej wyprawy przez Polskę z Zakopanego nad Bałtyk. Kiedy już dobiegłem do Gdyni, miałem już w głowie plan - skoro do Rzymu jest dwa razy dalej, to jest to dobry pomysł, żeby to zrobić.
Jasna Góry i Rzym - to są dla Ciebie miejsca szczególnie ważne?
To jest dla mnie taka pielgrzymka biegowa, kilkugodzinny bieg każdego dnia przez ponad miesiąc to jest dobry czas by zadawać sobie pytania dotyczące życia i Boga. Sama Częstochowa była dla mnie zawsze ważnym miejscem, przeżyłem tam dużo fajnych chwil, chodząc z pielgrzymką pieszą na Jasną Górę. Tam też była meta jednego z moich pierwszych dłuższych biegów, jeszcze zanim zacząłem myśleć o takich wielodniowych wyprawach jak obecna. Ta pierwsza wycieczka biegowa prowadziła trasą znaną mi z pieszej pielgrzymki i dała impuls do kolejnych wypraw. Od tego czasu zacząłem o takich ekspedycjach marzyć i je planować.
Ile trwały przygotowania do obecnej wyprawy?
Dwa lata tak naprawdę. Miałem biec do Rzymu już w zeszłym roku, ale z powodu pandemii, pozamykanych granic i problemów ze znalezieniem sponsorów musiałem odłożyć plany. Ostatecznie to był szczęśliwy zbieg okoliczności, bo okazuje się, że to wyzwanie jest tak ogromne, że prawdopodobnie nie byłbym gotowy w zeszłym roku. A cały ten dodatkowy rok jeździłem na różne biegi ultra, brałem udział w biegu 24-godzinnym, gdzie zrobiłem 120 km, a wcześniej mój rekord w ciągu jednej nocy to było 65. Ten dodatkowy rok dał mi mocny rozwój w kontekście biegów długich i to mi pozwoliło na optymalne przygotowanie organizmu. Poza tym w zeszłym roku udało się już dopiąć mnóstwo spraw organizacyjnych, dzięki czemu ostatni czas przed startem biegu do Rzymu upłynął spokojniej, niż mógł, gdyby nie dodatkowy rok przygotowań.
Ile trasy masz już za sobą, a ile zostało do celu?
Dziś jesteśmy w Wiedniu, mam za sobą dokładnie 28 proc. całej trasy, tak mi wczoraj podawał w statystykach Mateusz, który mnie suportuje na trasie, a dokładnie jutro przekroczę 500 km od startu. Do celu zostało 1080 km.
Biegniesz indywidualnie, ale nie sam. Razem z Tobą kamperem trasę pokonuje zespół osób, które wspierają Cię na trasie. Czyli mamy do czynienia w pewnym sensie ze sportem drużynowym...
Tak, na trasie poza mną są jeszcze trzy osoby: Mateusz, Kasia i Paulina. Zadaniem Mateusza jest rola kierowcy, ogarnianie logistyki, spraw organizacyjnych, kontrola przebiegu trasy, wyznaczanie przystanków, ale również kontakt z lokalnymi mediami czy ambasadami RP. Paulina zajmuje się relacjonowaniem wszystkiego w mediach społecznościowych i kręceniem filmów na vloga, youtube'a, a Kasia jest fizjoterapeutką, z którą codziennie pracuję po kilka godzin, żeby następnego dnia rano móc wstać i bez zbędnego bólu kontynuować bieg. Mamy też sprzęt do regeneracji, który bardzo pomaga i dzięki temu po 10 dniach codziennego maratonu czuję się naprawdę dobrze. Te trzy osoby są ze mną cały czas, w Polsce dodatkowo wspiera mnie ekipa z grupy biegowej Cidry Lotają z Radzionkowa, którzy koordynują prowadzenie zbiórki środków na leczenie chorej na nowotwór mózgu Hani. Ta grupa troszczy się o to, aby odpowiednio nagłośnić tę zbiórkę, która jest prowadzona przy okazji biegu.
Wspominasz, że oprócz samej wyprawy, która ma cel biegowy, równolegle toczy się zbiórka charytatywna.
Hania ma 8 lat i choruje na guza mózgu. To dziewczynka z Radzionkowa, więc z moich okolic. Hanię można wesprzeć poprzez stronę Fundacji Iskierka (fundacjaiskierka.pl) - wystarczy wejść na stronę fundacji i wpisać Hania Zając. Tam można znaleźć informacje o Hani, o przebiegu jej choroby i o tym czego potrzebuje oraz jest możliwość wsparcia w walce z nowotworem. Dla mnie to bardzo ważna rzecz w trakcie całego biegu, aczkolwiek to nie jest tak, że ja jestem jakiś rycerz, który poświęca się wyłącznie dla kogoś. Takie bieganie długodystansowe jest moją pasją, marzeniem, które realizuję i cieszę się, że przy okazji realizacji tego celu mogę komuś pomóc. Jeśli jest taka szansa to dlaczego by tego nie zrobić?
Dzięki za rozmowę i mocy w nogach na pozostałe tysiąc kilometrów!
Wojciech Teister