Życie ministrów jest usłane mniej lub bardziej kontrowersyjnymi decyzjami. Jedna decyzja ministra edukacji Przemysława Czarnka może jednak przejść do historii jako decyzja „ponad podziałami”. Chodzi o zapowiedź wprowadzenia w szkole obowiązkowego nauczania religii albo etyki – do wyboru przez rodziców ucznia lub samego pełnoletniego ucznia.
02.09.2021 10:04 GOSC.PL
Dotąd lekcje religii lub etyki szkoła organizowała tylko na życzenie rodziców lub uczniów. Za dwa lata ma rozpocząć się proces, w którym (począwszy od klasy czwartej szkoły podstawowej poprzez kolejne roczniki) wybór między religią a etyką będzie stawał się wyborem obowiązkowym. Kto nie będzie chciał uczyć się religii, będzie musiał uczyć się etyki, i na odwrót.
Uważam tę decyzję za roztropną. Dla ludzi wierzących (religijnych) oznacza ona wzmocnienie pozycji religii w szkole. Mają oni przecież prawo do tego, by ich dzieci, które spędzają w szkole wiele godzin, otrzymały tam dostęp do edukacji religijnej w duchu wyznawanej przez nich wiary. Z drugiej strony ludzie niewierzący (niereligijni lub bezreligijni) zyskują w ten sposób gwarancję, że przekonania, zgodnie z którymi wychowują swe dzieci, będą w szkole szanowane. Etyka – jako przedmiot szkolny równie ważny jak religia – nie odwołuje się bowiem do przesłanek religijnych, a zarazem może dać młodemu człowiekowi przydatne wskazówki życiowe.
W dyskusji nad zapowiedzią ministra – prof. Czarnka – pojawiają się (wprost lub nie wprost) trzy grupy wątpliwości: teoretyczne, praktyczne i personalne. Spróbujmy je rozpatrzyć.
Najważniejsza wątpliwość grupy pierwszej neguje zasadność samej opozycji „religia – etyka”. Rzeczywiście, standardowo pojęta etyka nie jest czymś przeciwstawnym religii. Każda doktryna religijna zawiera etykę – zestaw wskazań moralnych, a rozmaite (religijne i pozareligijne) systemy etyczne posiadają sporą część wspólną. Część ta, choć różnie uzasadniana lub motywowana, jest uznawana przez ludzi o różnych przekonaniach światopoglądowych.
Sądzę, że brak opozycji między etyką a religią sprawia, że etyka może być w szkole przedmiotem, który buduje mosty. Ludzi odchodzących od religii jest (i prawdopodobnie będzie) coraz więcej. Jak jednak pisał ponad pół wieku temu Profesor Tadeusz Kotarbiński – wybitny filozof i przekonany ateista – „źle, jeżeli wraz z wiarą załamuje się etyka. (…) Trudno nie dopatrywać się jednego z najważniejszych źródeł chuligaństwa niedorostków w braku świadomości etycznej, w puste etycznej, powstałej na miejscu utraconej etyki tradycyjnej”, która opierała się na religii. Dlatego trzeba uświadomić młodzieży zasady moralne, do których – przez pewien wysiłek samego rozumu i sumienia – każda i każdy z nas może dojść. Te zasady, „jak trzeba żyć, by być porządnym człowiekiem”, Katarbiński nazywał etyką niezależną – niezależną od religii i jakiegokolwiek światopoglądu, a zarazem wspólną wielu ludziom różnych religii i światopoglądów.
Właśnie taka etyka powinna być nauczana w szkole. Jest ona różna od religii, ale zarazem nie przeciwstawia się religii. Wiele jej wskazań – co potwierdzał i Tadeusz Kotarbiński, i Karol Wojtyła (dla którego, skądinąd docenta etyki, etyka niezależna była przedmiotem inspirujących i krytycznych analiz) – jest zbieżna z etyką chrześcijańską. Różnice między nimi można wyjaśnić i w duchu tolerancji przedyskutować w klasach starszych. W klasach młodszych wystarczy – najlepiej w obrazowy czy narracyjny sposób – ukazać wspólne jądro etyki, zarysowując ideał człowieka, który (jak pisał Kotarbiński) charakteryzuje się „męstwem, dobrocią serca, prawością, panowaniem nad sobą, szlachetnością motywacji” i na którego po prostu „można liczyć”.
Na marginesie, częścią uniwersalnej etyki jest tzw. etyka cnót. Jej obśmiewanie przez niektórych publicystów (motywowanych chęcią walki z religią) wydaje się przejawem kompletnej ignorancji. Etyka cnót, choć przejęta i uzupełniona przez niektórych myślicieli chrześcijańskich, jest dziełem przedchrześcijańskich filozofów – Sokratesa, Platona i Arystotelesa. Dziś etyka cnót przeżywa renesans w rozmaitych środowiskach akademickich na Zachodzie. Jej zwolennicy zwracają uwagę właśnie na jej pozaświatopoglądowy, a zarazem praktyczny i wychowawczy charakter. Nasze życie edukacyjne i zawodowe zostało zdominowane przez pojęcie kompetencji, a cnoty są właśnie takimi miękkimi, choć bardziej podstawowymi, kompetencjami – kompetencjami, które budują nasze człowieczeństwo.
Przejdźmy do wątpliwości praktycznych. Przeciwnicy zapowiedzi ministra Czarnka uważają, że za alternatywą „religia albo etyka” kryje się chęć objęcia wszystkich uczniów nauczaniem religii, która wystąpi bądź w formie jawnej, bądź pod płaszczykiem etyki. Uważam tę obawę za bezpodstawną. Jeżeli będzie obowiązywała aktualna podstawa programowa do nauczania etyki w szkole (lub podstawa analogiczna), trudno będzie zarzucić szkolnej etyce bycie krypto-katechezą. Przy okazji zauważę, że aktualna podstawa była ograniczona zasadą, że uczeń w każdym roku może się na lekcje etyki zapisać, jak i może się z nich wypisać, co bardzo utrudniało planowanie realizacji większego materiału. Dla efektywności dydaktycznej kwestię tę należy jakoś uregulować.
Niektóre środowiska laickie zgłaszają postulat, by możliwości nauczania etyki pozbawić absolwentów uczelni katolickich. Jest to postulat niesprawiedliwy, gdyż kryterium zatrudniania powinny być kompetencje, a nie życiorysy kandydatów. Polskie uczelnie katolickie mają dobre wydziały filozoficzne, w których naucza się etyki na wysokim poziomie, odróżniając porządek naturalny od porządku religijnego. Od nauczyciela etyki należy wymagać, by (poza umiejętnościami dydaktycznymi) znał historię i główne problemy etyki, rozumiał uniwersalne zasady moralności, odznaczał się kulturą moralną, a w nauczaniu i ocenianiu kierował się zasadą bezstronności światopoglądowej. Część z tych kompetencji jest potwierdzana przez odpowiednie dokumenty wyższych uczelni, część zaś może być zweryfikowana tylko w praktyce nauczycielskiej. Zamiast więc z góry wykluczać niektórych ludzi z zawodu nauczyciela etyki, lepiej pozwolić, by o zatrudnianiu w tym zawodzie decydowali dyrektorzy szkół w porozumieniu z rodzicami, których dzieci uczęszczają na lekcje etyki. Bez zaufania rodziców trudno skutecznie nauczać ich dzieci, jak żyć. Zresztą z mojego rozeznania wynika, że wśród aktualnych i potencjalnych nauczycieli etyki (dysponujących dyplomem filozoficznych studiów wyższych lub świadectwem ukończenia podyplomowych studiów etycznych) dominują osoby dalekie od środowisk katolickich. Ewentualne dofinansowanie przez państwo podyplomowych studiów z etyki w uczelniach katolickich, choć może nieco zróżnicować ofertę pedagogiczną, zasadniczo nie zmieni tego faktu.
Skoro nie istnieją poważniejsze – ani teoretyczne, ani praktyczne – przeszkody do akceptacji zapowiedzi ministra Czarnka, zarówno przez wierzących, jak i niewierzących, dlaczego spotyka ją (najczęściej ze strony części tych drugich) tak silna krytyka? Otóż przeszkodę stanowi – jak w swej szczerości przyznał kiedyś jeden z publicystów – sam Przemysław Czarnek. Jest to zarzut, który można potraktować jako prostacki przykład argumentu ad personam. Można jednak znaleźć życzliwą wykładnię tego zarzutu.
Otóż minister Czarnek pełni jednocześnie dwie funkcje: z jednej strony administruje resortem edukacji i nauki, a z drugiej strony przypadła mu rola bufora, który zaczepno-obronnymi aktami mowy wyręcza swych przełożonych w prowokowaniu i przyjmowaniu ciosów części działaczy opozycji oraz cementowaniu części elektoratu rządu. Można i trzeba ubolewać, że splot obu funkcji rzuca cień akurat na edukację i naukę, czyli na sfery, które – na ile to możliwe – powinny być dalsze od bieżącej gry politycznej. Z drugiej strony od ludzi szeroko rozumianej edukacji i nauki wymaga się jednak sztuki odróżniania. Dlatego wzywam ich, by odróżniali Czarnka-ministra od Czarnka-bufora, nie mieszając swych emocji ideologiczno-politycznych z merytoryczną oceną poszczególnych (raz lepszych, raz gorszych) decyzji ministra. Być może bowiem wstyd im będzie za kilka lat przyznać, że to ten straszny wojownik Ciemnogrodu wprowadził rozwiązanie edukacyjne, które na dłuższa metę przyniosło realną korzyść wszystkim, także niewierzącym.
Jacek Wojtysiak