W Afganistanie nie ma już ani jednego kapłana i żadnej siostry zakonnej.
Byli oni ziarnami miłosierdzia na afgańskiej ziemi – mówi ks. Matteo Sanavio, który przywitał ewakuowanych misjonarzy na rzymskim lotnisku Fiumicino. Przylecieli jednym z ostatnich włoskich samolotów wojskowych, który wystartował z Kabulu. Wraz z nimi ok. 200 Afgańczyków, którzy byli m.in. zaangażowani w różne pomocowe projekty realizowane przez Kościół, a także 14 niepełnosprawnych dzieci, którymi opiekowały się Misjonarki Miłości. – To był trudny lot. Wszyscy nasi podopieczni są na wózkach inwalidzkich, kilkoro trzeba było transportować na noszach – mówi pochodząca z Madagaskaru siostra Josè. Wyznaje, że trudno jej było opuszczać Kabul. – Zostało tam wielu ludzi potrzebujących naszej pomocy, bardzo martwimy się o ich los, szczególnie o dziewczęta i kobiety – mówi. W gronie ewakuowanych jest jeden z pracowników sierocińca prowadzonego przez siostry Matki Teresy. – Ich białe sari kojarzyło się Afgańczykom z niesieniem pomocy najbardziej potrzebującym. Policja, gdy znajdowała na ulicy porzucone dziecko, zawsze przywoziła je do sióstr, biedni wiedzieli, że nigdy nie odejdą od ich drzwi bez wsparcia, opiekowały się umierającymi na śmietniskach biedakami. One pochylały się nad tymi, którzy dla innych byli odpadami społeczeństwa – mówi mężczyzna.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Beata Zajączkowska