Festiwal rozgrywany na trasach wokół masywu Mont Blanc pokazał, że można zrobić imprezę sportową z tysiącami uczestników i kibiców i atmosferą wielkiego święta, a jednocześnie zastosować normy sanitarne. I, że dobrze zorganizowana impreza przynosi wiele korzyści nie tylko biegaczom, ale całej społeczności.
W minionym tygodniu na pograniczu francusko-włosko-szwajcarskim, w Alpach Graickich odbył się największy i najbardziej prestiżowy festiwal biegów górskich na świecie - Ultra Trail du Mont Blanc (UTMB). W świecie biegów terenowych ta impreza ma rangę nieformalnych igrzysk, a ukończenie biegu głównego rozgrywanego na 170 kilometrowej pętli wokół masywu Mont Blanc jest marzeniem każdego górskiego ultramaratończyka. Mogłoby się wydawać, że festiwal będzie obchodzić stosunkowo wąską grupę ludzi, którzy interesują się trailem (biegami terenowymi). A jednak tegoroczna edycja, rozgrywana w czasie pandemii i krótko po igrzyskach w Tokio jak żadna do tej pory pokazała, że tak nie jest i biegi górskie mogą przynieść wiele korzyści nie tylko samym biegaczom. Dlaczego?
Puste trybuny w Tokio kontra wielkie święto na ulicach Chamonix
Kiedy w lipcu oglądaliśmy relacje z rozgrywanych przy pustych trybunach igrzysk olimpijskich w Tokio, trudno było nie odnieść wrażenia, że coś tu nie gra, że nie tak to powinno wyglądać. Trwająca epidemia i decyzja o rozegraniu igrzysk bez kibiców odarły olimpiadę z magii, jaka towarzyszy zwykle tej jedynej w swoim rodzaju imprezie. Festiwal UTMB, choć również zorganizowany z zachowaniem twardych reguł sanitarnych (Francja jest pod tym względem jednym z najbardziej restrykcyjnych państw UE, a główna baza i meta wszystkich 7 biegów festiwalowych znajduje się w Chamonix-Mont Blanc), zgromadził blisko 10 tysięcy uczestników biegów i wielokrotnie więcej kibiców na ulicach alpejskich miasteczek i na wysokogórskich szlakach przez które przebiegały trasy zawodów. Rywalizujący ultramaratończycy musieli posiadać ważny certyfikat covidowy, czyli pełne szczepienie lub aktualny, negatywny wynik testu, a wejście do wszystkich stref wspólnych takich jak sektor startu, mety, biuro zawodów czy strefy kontrolno-regeneracyjne na trasach poprzedzić dezynfekcją rąk i założeniem maseczki. Wolontariusze ustawieni w najbardziej zatłoczonych miejscach przypominali kibicom, którzy zapomnieli o maseczce, o konieczności zasłaniania ust i nosa. Jednocześnie w czasie UTMB udało się zachować to, czego zdecydowanie brakowało na igrzyskach - atmosferę święta. Bo czym jest festiwal bez kibiców? Co najwyżej suchą rywalizacją sportową. Bo zawody to jeszcze nie to samo co festiwal. Jeśli więc obrazki pustych trybun z Tokio były dla Was przygnębiające, koniecznie odtwórzcie sobie nagrania video tego, co działo się na ulicach Chamonix i okolicznych miasteczek - takiego natężenia radości i entuzjazmu nie widzieliśmy od dawna. I wielu osobom, które same nie interesują się szczególnie biegami górskimi, ale były w tym czasie w tej okolicy ten entuzjazm mocno się udzielał.
UTMB® 2021 Best OfIm większe zaangażowanie i współpraca samorządów, tym więcej zyskuje lokalna społeczność
Drugą sprawą, na którą warto zwrócić uwagę i to niezależnie od tego czy ultratrail to nasza bajka jest wzorcowy przykład współpracy między samorządami i podmiotami prywatnymi przy realizacji festiwalu UTMB. Rozmach towarzyszący temu wydarzeniu jest ogromny - wystarczy spojrzeć na transmisję wideo realizowaną na żywo przez dziesiątki operatorów na rowerach, na nogach, w helikopterach a nawet na rolkach. Przez wiele lat uważano, że biegi górskie nie mają szansy stać się sportem olimpijskim, bo w trudnym, górskim trenie nie da się przeprowadzić atrakcyjnej dla widza relacji telewizyjnej. UTMB pokazuje, że ten argument jest dawno nieaktualny, a w ślad za tym festiwalem idą inne, jak np biegi z cyklu Golden Trail World Series organizowane na kilku kontynentach pod szyldem Salomona. Siedząc przed monitorem można było z zapartym tchem śledzić zmagania biegaczy rywalizujących na wysokogórskich przełęczach. Co więcej, w dowolnym momencie można było wpisać w aplikacji numer lub nazwisko dowolnego biegacza i nie tylko dowiedzieć się na jakim etapie trasy się znajduje i które zajmuje miejsce, ale również sprawdzić jego średnią prędkość poruszania się czy przewidywany czas dotarcia na kolejny punkt kontrolny.
Nie dałoby się jednak stworzyć tak profesjonalnej i rozbudowanej imprezy, gdyby nie dobra wola i ogromne zaangażowanie (m.in. finansowe) samorządów, a także lokalnej społeczności. Zarówno we współpracę z prywatnym podmiotem, jakim jest organizator festiwalu, jak również we współpracę między sobą. Nie tylko na poziomie międzygminnym, ale także międzynarodowym, bo w organizację UTMB angażuje się aż 19 gmin i miasteczek z terenu Francji, Włoch i Szwajcarii. Oni doskonale rozumieją, że zamiast między sobą rywalizować, lepiej jest współpracować. Dzięki temu udało się stworzyć festiwal, który jest obiektem pożądania i marzeń setek tysięcy biegających po górach turystów, którzy są gotowi nie tylko wylać hektolitry potu, ale także wydać niemałe pieniądze, by móc w tym uczestniczyć. Pieniądze, które w przeważającej większości zostają w kieszeniach lokalnej społeczności. Nie dałoby się tego osiągnąć, nawet w tak pięknym miejscu jak okolice najwyższego szczytu Alp, gdyby nie mocne zaangażowanie samorządów i lokalnej społeczności. Jakże to odmienny obraz od tego, który widzimy czytając o pewnej turystycznej gminie w Beskidzie Sądeckim, która rozpoczęła niedawno budowę nowej atrakcji - parku żywiołów - dokładnie takiej samej jaka już funkcjonuje w sąsiednim miasteczku, próbując przelicytować sąsiada, zamiast stworzyć coś innego, co uzupełni ofertę turystyczną okolicy, zamiast ją dublować.
Zjadacze chleba razem z herosami, czyli magia UTMB
UTMB ma jeszcze jedną wielką przewagę nad igrzyskami: na jednej linii startu stają herosi tego sportu, zawodowo uprawiający biegi górskie oraz ambitni amatorzy, którzy choć wykazali się odpowiednim doświadczeniem (aby wystartować w UTMB trzeba udokumentować wcześniejsze ukończenie kilku trudnych i odpowiednio długich biegów górskich oraz mieć szczęście w losowaniu), to na co dzień poza treningami żyją zwykłym życiem, zwykłych ludzi. W większości sportów olimpijskich to raczej niemożliwe. Amator nie stanie na jednej bieżni z Usainem Boltem, ani nie zagra na boisku z gwiazdami mundialu. Jeśli ma szczęście to może mu się udać wystartować w berlińskim maratonie z Eliudem Kipchoge.
Światowe gwiazdy trailu można spotkać w czasie UTMB na ulicach Chamonix, Les Houches czy Courmayer, porozmawiać z nimi czy zrobić zdjęcie. Francois D'Haene, Killian Jornet czy Courtney Dauwalter lub Marcin Świerc nie są przywożeni do zamkniętej strefy stadionu sterylnym autobusem i choć startują z pierwszej linii, to tuż za nimi stoją John - biegający informatyk, Agnieszka - ultramaratonka pracująca w banku i wychowująca trójkę dzieci oraz Paolo - biegacz zarabiający na życie jako listonosz w Ekwadorze. I ta bliskość, ta normalność, brak sztucznego dystansu, są jednym z istotnym czynników stanowiących o magii festiwalu UTMB. Festiwalu niepowtarzalnego, który łączy w sobie profesjonalizm na miarę dyscyplin olimpijskich z romantycznym duchem tak charakterystycznym dla środowiska ludzi gór. I pokazuje, że jedno drugiego nie wyklucza.
Wojciech Teister