Myśl wyrachowana: Egoista obsypuje cię "złotem"? Uważaj! W słowie "złoto" dominuje "zło".
Posłowie Joński i Szczerba przynieśli na granicę białoruską śpiwory i gdy kamerzyści byli gotowi, rzucili je uchodźcom, którzy utknęli przed słupkami granicznymi.
Przypominam sobie inną historię ze śpiworami, z 1986 r. Ówczesny minister Jerzy Urban chciał je wysłać bezdomnym z Nowego Jorku. Ogłosił to w odwecie za mleko w proszku, które przysłali nam Amerykanie. Różnica między inicjatywą Amerykanów a działaniem władz PRL polegała na tym, że mleko w proszku było nam wtedy naprawdę potrzebne – jak zresztą wszystko poza octem i musztardą. Natomiast wysyłanie śpiworów było potrzebne Urbanowi i czerwonym kolegom dla odkucia się za ten „policzek”.
Krótko mówiąc: mleko w proszku było darem, a śpiwory były fałszem. To pierwsze przyniosło ludziom pożytek, to drugie gniew, irytację i drwiny (pojawiły się ogłoszenia o treści: „Zamienię M-4 w Warszawie na śpiwór w Nowym Jorku”).
W dalszej, a czasem i bliższej perspektywie owoce czynów podejmowanych w nieszczerej intencji okażą się zatrute. Zawsze tak jest, gdy ludzie zamiast służyć innym, posługują się nimi. Nawet jeśli coś takiego ma pozór dobra, niesie zło, które prędzej czy później boleśnie kogoś ukąsi.
Oczywiście nie zawsze jest to łatwo dostrzegalne. Zawsze jednak działanie z fałszywych pobudek jest manipulacją. Istotą manipulacji jest bowiem osiągnięcie innego celu niż deklarowany, przy czym nieodmiennie jest to cel egoistyczny. Bo to ja chcę osiągnąć coś za pomocą półprawd, przemilczeń i kłamstw, a bliźni jest mi potrzebny tylko dla celów operacyjnych. To w rzeczywistości ja, w masce dobrodzieja, mam być głównym odbiorcą korzyści.
Czy ktoś naprawdę wierzy, że politycy, którzy dopiero co wściekle walczyli o swobodę zabijania dzieci, szczerze litują się nad mężczyznami, którym żadna śmierć nie grozi? Ja nie.
Ludziom należy się ludzkie traktowanie, to jasne. Miłość obowiązuje zawsze, też jasne. Ale naiwność to nie miłość – to wpuszczanie diabła ubranego w habit siostry miłosierdzia.
Chodzi o to, poucza św. Paweł, „abyśmy już nie byli dziećmi, którymi miotają fale i porusza każdy powiew nauki, na skutek oszustwa ze strony ludzi i przebiegłości w sprowadzaniu na manowce fałszu” (Ef 4,14).
Bóg chce, żebyśmy byli jednoznaczni w tym, co robimy. Żadnego drugiego dna, żadnego udawania. Bardzo porusza mnie w tym kontekście zdanie, które zapisała w „Dzienniczku” św. Faustyna: „Zrozumiałam w pewnej chwili, jak bardzo nie podoba się Bogu czyn, chociażby był najchwalebniejszy, ale nie mający pieczęci czystej intencji; takie czyny pobudzają Boga raczej do kary, a nie do nagrody”.
No właśnie.•
Franciszek Kucharczak