Myśl wyrachowana: Ludzie kręcą się w kółko, bo zamiast skarżyć się Bogu, skarżą się na Boga.
Niedawno przyszedł mi do domu pan około sześćdziesiątki. Poprosił o coś do jedzenia, choć widać było, że wolałby coś do picia. Dostał to, o co prosił, po czym przysiedliśmy na ławce i pogawędziliśmy, bo każda okazja jest dobra, żeby powiedzieć o Panu Jezusie. Wspomniałem o swoim doświadczeniu w tym zakresie, a on uznał za stosowne podzielić się swoim. Zadeklarował wiarę w Boga, ale „niespecjalną”. – Bo, panie, moja żona chorowała i umarła, brat miał wypadek, teraz leży. A ja bieduję – przedstawił ciąg nieszczęść. – I co to jest za Bóg? – spytał, patrząc na mnie z wyrzutem.
Jakoś nie miałem ochoty tłumaczyć się za Pana Boga. – Niech mu to Pan Bóg sam wytłumaczy – pomyślałem i zaproponowałem modlitwę. Wtedy dostrzegłem w jego oczach przestrach.
– Jak, teraz? Tu? – wyjąkał, wstając. – Niech się pan za mnie pomodli zaocznie – rzucił już za furtką. I tyle go widziałem.
Zadumałem się. No bo mogę się za chłopa pomodlić, ale on najbardziej potrzebuje własnej modlitwy. Własnego kontaktu z Bogiem, a nie tylko przez pośrednika. Bo dużo ważniejsze od tego, co można w modlitwie wyprosić, jest to, że się z Bogiem w ogóle rozmawia.
Czy nie na tym właśnie polega większość problemów w relacjach z Bogiem, że tych relacji nie ma?
„Pomódl się za mnie, bo ty masz chody u Pana Boga” – nieraz słyszy się takie rzeczy. Co za bzdurna logika. Jeśli ty nie masz „chodów” u Boga, to dlatego, że do Niego nie chodzisz. Chodzisz za to do tych, którzy też do Boga nie chodzą, i razem marudzicie, jaki to paskudny świat pełen paskudnych ludzi. Ostatecznym winowajcą jest oczywiście Bóg. Ludzie mają do Niego pretensje o wszystko, choć wszystko, co dobre i cenne, od Niego dostali. I wciąż to posiadają – ale nie potrafią się tym cieszyć. Jak mają się cieszyć, gdy poglądy na życie kształtują na podstawie opinii innych marudzących? Marudy wiedzę na temat Boga mają ugruntowaną, bo ona nigdy ponad poziom gruntu się nie wznosi. Nie pomyślą nawet, że szczęście czeka na wyciągnięcie ręki, trzeba ją tylko wyciągnąć do Boga. A to jest właśnie modlitwa.
Kto nie słucha Boga, słucha gadania Złego. To on utrzymuje ludzi w oporze albo fałszywym wstydzie przed osobistą modlitwą, przed modlitwą z bliskimi, nawet męża z żoną. Blokuje każdą szczerą modlitwę. Mówienie z Bogiem próbuje zastąpić mówieniem o Bogu, ale wyłącznie w gronie tych, którzy nie utrzymują z Nim kontaktu. Wie, że konsultacje frustratów z innymi frustratami nie zmniejszą niczyjej frustracji.
Żeby wyrwać się z zaklętego kręgu zgorzknienia, trzeba po prostu zacząć się modlić. Albo się modlisz i idziesz w górę, albo zrzędzisz i się zapadasz. Innej opcji nie ma.
Franciszek Kucharczak