W dotychczasowej dzielnicy rządowej w Kabulu, znanej jako "zielona strefa", panuje w poniedziałek cisza po tym, jak zagraniczne misje dyplomatyczne w Afganistanie zostały przeniesione na lotnisko - relacjonuje agencja Reutera.
W dzielnicy nie ma już policji i ochroniarzy, którzy strzegli placówek dyplomatycznych. By przejechać, kierowcy sami podnoszą ustawione szlabany.
"Dziwnie jest siedzieć tu i widzieć puste ulice, brak konwojów dyplomatycznych, dużych uzbrojonych samochodów" - powiedział Reutersowi właściciel lokalnej piekarni. "Będę tu piec chleb, ale zarobię bardzo mało pieniędzy. Strażników, którzy byli moimi przyjaciółmi, już nie ma" - ubolewał.
Wielu byłych urzędników i obrońców praw człowieka jest zszokowanych i odczuwa strach. "Nikt nie wierzył, że pójdzie tak szybko" - powiedział jeden z byłych pracowników rządowych, który obecnie ukrywa się w domu przyjaciela. "Zdobyli Kabul w pięć godzin!" - dodał.
"Wszyscy, których znam, całe społeczeństwo obywatelskie, ministrowie, wiceministrowie czują się zagubieni. Ukrywają się albo czekają" - wskazał.