Z cyklu: Jaki film warto obejrzeć?
Tytuł "Aniołki Charliego" pewnie każdy chociaż raz usłyszał. Serialu nie oglądałam, ale może warto? Widziałam za to najnowszą wersję filmową w reż. Elizabeth Banks, która jak się okazuje, także gra w tym filmie byłego aniołka.
W sumie nie wiedziałam, czego się spodziewać po tej produkcji. Na początku miałam trochę mieszane uczucia, ale ostatecznie film nie jest taki zły, a na pewno potrafi zaskoczyć paroma zwrotami akcji. Miejscami jest zabawny. Myślę, że znajdą się fani, ale również krytycy. Wszystko zależy tak naprawdę od tego, na ile lubimy takie kino.
Nie wiemy, kim jest tajemniczy Charlie, choć myślę, że niektórzy będą zaskoczeni w pewnym momencie. W każdym razie słynne aniołki - najbardziej bystre, odważne i wyszkolone kobiety pracują dla stworzonej przez Charliego Agencji Townsenda. Podlegają one pod tzw. Bosleyów, którzy się zmieniają - odejście na emeryturę, śmierć poprzednika, itp.
Film rozpoczyna się od nazwijmy to ostatniej akcji Johna Bosleya (Patrick Stewart), który odchodzi na emeryturę. W Rio de Janeiro poznajemy Sabinę (Kristen Stewart) i Jane (Ella Balinska), dziewczyny zatrzymują Johnego Smitha, który ma być przekazany Amerykanom. Aniołki raczej nie przypadają sobie do gustu, więc ani trochę nie są szczęśliwe, gdy na siebie trafiają rok później. Mają spotkać się z Eleną (Naomi Grace Scott), która nie chce dopuścić, by najnowsza technologia zwana Calisto, została nową bronią z powodu błędu w systemie.
Niestety, nie wszystko idzie zgodnie z planem. Nowy Edgar Bosley (Djimon Hounsou) ginie, a dziewczyny spotykają się z kolejnym, a raczej kolejną Bosley - Jane (Elizabeth Banks). Próbują ustalić, kto może stać za zleceniem zabójstwa Eleny, a także zastanawiają się, jak włamać się do firmy, w której Elena pracowała, by wykraść prototyp z jej laboratorium. Atmosfera się zagęszcza.
Kto tak naprawdę chce zarobić, kto jest zdrajcą i komu można zaufać?
Film na letni wieczór.
MG