To znamienne, że tylko laskę pozwolił Jezus wziąć apostołom na drogę, rozsyłając ich po dwóch (por. Mk 6,8). Greckie słowo „rabdos” oznacza również królewskie berło. Przypadek? A może raczej przypomnienie, że głoszenie Ewangelii to nie prywatny folwark grupy nawiedzonych kościelnych aktywistów, ale misja mocy i władzy pełniona w imieniu Króla. Co więcej, ta misja nie jest tylko domeną duchowieństwa.
11.07.2021 14:30 GOSC.PL
Homilia w pewnej parafii. Ksiądz podejmuje wątek z Ewangelii o rozesłaniu apostołów przez Jezusa. Mówi o tym, jak ważne jest, żeby Dobra Nowina się szerzyła, żeby z odwagą świadczyć o Jezusie. Następnie przechodzi do konkluzji, zachęcając do modlitwy o powołania kapłańskie – aby Pan posyłał nowych robotników na swoje żniwo, i żeby miał kto Ewangelię głosić. Słucham tego, i nie mogę oprzeć się wrażeniu, że wciąż kręcimy się w kółko, przykuci złotym łańcuchem zgubnych stereotypów do pala o nazwie duszpasterska bezradność. I można w kółko powtarzać, że głoszenie Ewangelii to nie tylko domena duszpasterzy, że poza precyzyjnie określonym kontekstem liturgii i pewną formą przepowiadania słowa, owo głoszenie powinno być domeną wszystkich wierzących – każdy ochrzczony powinien odkryć to wezwanie jako skierowane bezpośrednio do niego. Oczywiście, rozsądne uporządkowanie takiego stanu rzeczy jest niewątpliwie potrzebne. Nie zmienia to jednak faktu, że stereotypowe patrzenie na rolę wiernych świeckich w Kościele zgodnie z zasadą: świeccy są od modlenia się za kapłanów i ewangelizacji w swym własnym środowisku domowym, a kapłani od wiary, duchowości, moralności i wszelkiego nauczania, jest po prostu błędne. Pomijam już fakt, że takie myślenie nie uwzględnia tego, co Sobór Watykański II nauczał o kapłańskiej, prorockiej i królewskiej misji Ludu Bożego i że nie bierze pod uwagę tego, na co kładzie nacisk papież Franciszek – chociażby ustanawiając ostatnio w Kościele posługę świeckiego katechisty. Ten stereotyp ma również tę szkodliwą właściwość, że rozumienie zaangażowania w życie Kościoła wyprowadza nie z tajemnicy chrztu, ale z faktu realizacji takiego czy innego powołania – ze stanu życia. Czy możemy się więc dziwić że wielu świeckich zwalnia się z jakiejkolwiek odpowiedzialności za Kościół? Że utrwala się klerykalizm, podział na Kościół „dwóch prędkości”, gdzie prezbiterzy awansują do grona wybranych „nadludzi”, a reszta wiernych ma obowiązek słuchania i otaczania swych duszpasterzy szacunkiem, a w niektórych wypadkach – nieomal czcią?
Oczywiście, trzeba oddać sprawiedliwość i temu, że w bardzo wielu parafiach ten stereotyp jest już w odwrocie. Uczymy się – duchowni i świeccy – skutecznej współpracy, razem ewangelizujemy uzupełniając wzajemnie swe kompetencje. Świeccy coraz częściej głoszą kerygmat, łącząc to z typowym zaangażowaniem w sprawy świata – tym właśnie, które wynika wprost i bezpośrednio z ich powołania. Natomiast ewangelizacja przestaje być postrzegana na sposób ekstrawaganckiej nadbudowy wyrastającej ponad podstawową działalność duszpasterską, czy prywatnego folwarku grupy aktywistów – zarówno duchownych, którzy nie mają co zrobić z wolnym czasem, jak i świeckich, których nie udało się zniechęcić, bo „wyżywanie się” w Kościelnej rzeczywistości traktują jako sposób na podbudowanie wątłego poczucia własnej wartości. Owszem, wciąż jesteśmy w tej kwestii daleko od ideału. Nie chodzi przy tym wyłącznie o statystyki i o przerzucanie się przykładami tych, którzy podejrzliwie patrzą na wszelkie formy kościelnej aktywności laikatu, w kontrze do pozostałych, którzy wiedzą, na czym polega apostolska działalność świeckich. Chodzi także o świadomość, co i jak głosimy. Jezus, wysyłając swych uczniów w apostolską misję, uczył ich głębokiego zaufania Bożej opiece i działania w Jego mocy. Mam wrażenie, jakbyśmy często najzwyczajniej o tym zapominali, traktując ewangelizację nie jak zadanie najwyższej wagi, lecz niczym modną formę atrakcyjnego religijnego eventu. Może dlatego nasze przepowiadanie Dobrej Nowiny tak często jest mizerne? Ewangelizacja to ani zabawa, ani prywatna sprawa jednej czy drugiej osoby w Kościele. To pragnienie Jezusa – Jego zadanie dla uczniów, testament, który im zostawił obiecując, że będzie z nimi na zawsze. Gdy głosimy światu Jego miłość i zbawienie, które w Nim mamy, wypełniamy królewską służbę i Bożą wolę dla świata. Nie warto tej służby lekceważyć. Może się bowiem okazać, że w ten sposób sprzeciwiamy się Bogu.
Aleksander Bańka