Izrael i Polskę łączy zbyt wiele, by niszczyć to wzajemnym niezrozumieniem i oskarżeniami. Czy jesteśmy skazani na kolejne odsłony sporu o historię i o współczesne radzenie sobie z balastem przeszłości?
Trzy lata temu spór w sprawie ustawy o IPN wywołał taki kryzys we wzajemnych relacjach, że trudno było sobie wyobrazić, iż może być gorzej. Tymczasem mamy kolejną odsłonę konfliktu, tym razem o nowelizację Kodeksu postępowania administracyjnego. Na razie według uchwalonych przez Sejm przepisów po upływie 30 lat od wydania decyzji administracyjnej niemożliwe będzie wszczęcie postępowania w celu jej zakwestionowania, np. w sprawie odebranego przed laty mienia. Z punktu widzenia Polski nowelizacja ma chronić m.in. lokatorów przed dziką reprywatyzacją. Z punktu widzenia Izraela – „uniemożliwi zwrot mienia żydowskiego lub ubieganie się o rekompensatę za nie ocalonym z Zagłady i ich potomkom oraz społeczności żydowskiej, dla których Polska przez stulecia była domem” (oświadczenie o takiej treści wystosowała Ambasada Państwa Izrael w Warszawie). To prawda, Polacy mogą zrobić jeszcze więcej, by lepiej rozumieć żydowską wrażliwość na wszystko, co może kojarzyć się z historycznymi krzywdami. Ale mamy też prawo oczekiwać od Żydów wzajemności. I przede wszystkim – akceptacji faktu, że suwerenne państwo ma prawo decydować samodzielnie o kształcie ustaw, zwłaszcza chroniących swoich obywateli.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina