Zakonnik w brunatnym habicie ukazuje się na niebie. Klęczy na chmurze z rękoma wzniesionymi do góry. Jego głowę rozświetla aureola. Ten widok zaskakuje wodzów kozacko-tatarskiej armii.
Obraz ilustruje legendę, którą opisał znany dziewiętnastowieczny historyk Ludwik Kubala w swej książce „Oblężenie Lwowa w roku 1648”. W pierwszej fazie powstania kozackiego na Ukrainie wojska Bohdana Chmielnickiego pokonały armię polską pod Żółtymi Wodami, Korsuniem i Piławcami. Zwycięska armia kozacka, wspierana przez posiłki tatarskie pod wodzą Tuhaj-beja, kontynuowała ofensywę, aż dotarła pod Lwów. Miasta jednak nie zdobyła. Jak pisał Ludwik Kubala, „ten niespodziewany odwrót nieprzyjaciela, a z nim ocalenie miasta, przypisywano cudowi i opowiadano, że Chmielnicki i Tuhaj-bej ujrzeli w chmurach wieczornych nad klasztorem Bernardynów postać zakonnika klęczącego z wzniesionymi rękami i widokiem tym przestraszeni dali znak do odwrotu. OO. Bernardyni uznali, że to był błogosławiony Jan z Dukli; toteż po opuszczeniu Lwowa przez kozaków całe miasto udało się do grobu jego z procesyją, złożyło na jego grobie koronę, a w następnym roku wystawiło przed kościołem Bernardynów kolumnę, która do dziś dnia istnieje. Na szczycie tejże znajduje się postać Jana z Dukli w takiej postawie, jak go wówczas w chmurach widziano”.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.