Przyjaźń może być silniejszą więzią niż pokrewieństwo. Rodzi się z zaufania, czyli z zawierzenia drugiemu tego, co w myślach i doświadczeniu jest najbardziej intymne i osobiste.
Brat Tomasz z Pavii, który był prowincjałem Tuscii, czyli Toskanii, tak w 1279 roku pisał o bracie Pacyfiku, którego znał osobiście: „To ów brat Pacyfik, który zasłużył, aby zobaczyć na ciele św. Franciszka, wówczas żyjącego jeszcze na ziemi, święte stygmaty, które podziwiać powinien świat cały. Zdołał on dotknąć ręką rany boku, posługując się pobożnym oszustwem, jakie podpowiedziała mu wielka cześć dla świętego. To ów Pacyfik, który prowadząc jeszcze życie wśród ziemskich próżności, pewnego dnia zobaczył wychodzące z ust świętego ojca, który głosił kazanie, dwie skrzyżowane szpady. I rozmyślając nad tą wizją, pogrążony w strachu, nawrócił się i stał się jednym z najdoskonalszych naśladowców św. Franciszka” . W jednym szczególe pamięć brata Tomasza zawodzi: przez pobożne oszustwo brat Pacyfik, jak słyszeliśmy, zdołał zobaczyć rany dłoni, nie zaś ranę boku, strzeżoną przez Franciszka zazdrośnie, którą bracia mogli zobaczyć dopiero w chwili jego śmierci.
Powód, dla którego Franciszek ukrywał stygmaty i szczególnie mocno strzegł rany boku, jest zrozumiały. Dla postronnych osób stygmaty były jedynie przedmiotem ciekawości, jakkolwiek by ona nie była „pobożna”, dla niego zaś częścią intymnego życia duchowego. Stygmaty inaczej postrzega bowiem obdarowana nimi osoba, a inaczej ich badacz czy zwyczajny ciekawski. Zrozumiałem to po raz pierwszy, czytając w San Giovanni Rotondo w chórze starego kościółka, gdzie Ojciec Pio otrzymał stygmaty, kartkę oprawioną w ramkę, na której składał on relację swemu ojcu duchowemu z owego wydarzenia. Były one dla niego wszystkim, tylko nie trofeum czy znakami chwały. Dla osoby, która je otrzymuje, są sposobem osobistego udziału w miłości i cierpieniu Chrystusa, gdy otrzymywał uderzenia młotem i włócznią; są udziałem w dźwiganiu ciężaru grzechów świata, zanim staną się uczestniczeniem w chwale Zmartwychwstałego. Będą tym – tak samo jak rany niepokalanego Baranka – także w niebieskim Jeruzalem (por. Ap 5,6).
Przejdźmy do delikatnej przyjaźni, jaka łączyła Franciszka i brata Pacyfika. Parafrazując św. Jana Ewangelistę, możemy określić brata Pacyfika jako „ucznia, którego kochał Franciszek”. Franciszek kochał wszystkich, ale nie czuł się przyjacielem wszystkich. Również Jezus kochał wszystkich, mężczyzn i kobiety, ale nie był przyjacielem wszystkich. Był nim dla Jana, Marii, Marty i Łazarza z Betanii. U kresu swego życia nazywał przyjaciółmi swych apostołów. To prawda, że przyjacielem nazwał także Judasza, ale w tym przypadku ten tytuł miał inny sens i cel.
Franciszek szanował niewątpliwie brata Eliasza z powodu jego inteligencji i zdolności organizacyjnych, ale nie można powiedzieć, że czuł się jego przyjacielem. Z przyjaciółmi można żartować. Tak działo się, jak widzieliśmy, między Franciszkiem a bratem Pacyfikiem. Tak działo się także, wydaje się, między Franciszkiem a bratem Masseo, który pewnego dnia – o czym opowiadają Kwiatki – zapytał św. Franciszka, niejako żartując, dlaczego cały świat śpieszy do niego, choć nie jest ani piękny, ani uczony, ani szlachetnie urodzony .
Co wyróżnia przyjaźń spośród innych form miłości? Czym ona jest? Zwracam się z tym pytaniem przede wszystkim do młodych, dla których przyjaźń jest sprawą ważną, a często także problematyczną. Przyjaźń zakłada pewne podobieństwa natury i upodobań. Mówi się także o „podobieństwach z wyboru”, czyli wynikających ze wspólnych wyborów, ale te rzadko osiągają poziom podobieństw naturalnych. Franciszek spontanicznie darzył przyjaźnią brata Pacyfika i innych swoich braci – Masseo, Ginepro – ponieważ byli jak on prości, szczerzy w postępowaniu, przejrzyści jak woda, jak on niewykształceni.
Przyjaźń może być silniejszą więzią niż pokrewieństwo. Pokrewieństwo polega na posiadaniu wspólnej krwi, przyjaźń na tych samych gustach, ideałach, zainteresowaniach. Rodzi się z zaufania, czyli z zawierzenia drugiemu tego, co w myślach i doświadczeniu jest najbardziej intymne i osobiste. W starożytności powiadano: „Przyjaźń to jak jedna dusza w dwóch ciałach”.
Jezus wyjaśnia, dlaczego nazywa swych apostołów przyjaciółmi: „Już was nie nazywam sługami… ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego” (J 15,15). Przekazał im posiadaną wiedzę o swym Ojcu Niebieskim. Również z nami podzielił się tajemnicami swojej „rodziny” – Trójcy Świętej! Na przykład faktem, że Bóg wybiera małych i ubogich, że kocha nas jak ojciec, że przygotował dla nas miejsce. Jezus nadaje słowu „przyjaciele” najpełniejszy sens.
Czy chcecie odkryć, drodzy Młodzi, kto jest Waszym prawdziwym przyjacielem? Spróbujcie przypomnieć sobie doświadczenia z własnego życia, które trzymacie w największej tajemnicy, pozytywne i negatywne. Przypomnijcie sobie, komu się z nich zwierzyliście – to oni są Waszymi prawdziwymi przyjaciółmi. Najwierniejszym z nich jest ta osoba, której jako jedynej powierzyliście swój największy sekret. Starajcie się jej nie stracić!
Czy możliwa jest przyjaźń między mężczyzną a kobietą, która nie przekształci się szybko w inny rodzaj zauroczenia? Przykład Franciszka (by nie mówić o Jezusie, zupełnie wyjątkowym przypadku) daje pozytywną odpowiedź na to pytanie, ale nie można się oszukiwać. Taka relacja wymaga ona zachowania kruchej i trudnej równowagi oraz zakłada przejście wielu etapów długiej drogi ku dojrzałej miłości lub decyzji, by nią iść. Jak Jezus, tak i Franciszek miał przyjaciółki wśród kobiet. Źródła biograficzne – nie chcąc wychodzić zbytnio poza tradycyjny kanon hagiografii – ukazują przyjaźnie Franciszka z kobietami w sposób minimalistyczny oraz przypisują mu podobny brak zaufania i strach wobec towarzystwa kobiet do zalecanego w ascetyce. „Taki pożytek ma zakonnik z rozmowy z kobietą, jak słoma ma z ognia” – głosił autorytarny głos tamtych czasów. Franciszek przyjaźnił się ze szlachetnie urodzoną Jakobiną Settesoli. Bliski śmierci, rzekł do swych towarzyszy:
„Wiecie, jak pani Jakobina Settesoli była i jest bardzo wierna i oddana mnie i naszej wspólnocie. Wierzę, że jeśli ją poinformujcie o moim stanie zdrowia, przyjmie to jako wielką łaskę i pociechę. Przekażcie jej w szczególności, że posłałem Was, aby uszyła tunikę ze zgrzebnego płótna koloru popielatego, jakie noszą mnisi cysterscy w krajach zamorskich. I niech pośle odrobinę słodyczy, które zazwyczaj mi przygotowywała, kiedy przebywałem w Rzymie” .
Przyjaźń, w ludzkim wymiarze, łączyła Franciszka i Klarę. Do niej udawał się po radę, kiedy nie mógł prosić o nią braci. Przy jej klasztorze zamieszkał, gdy był ślepy i bliski śmierci. Ich przyjaźń opierała się na podobieństwach z wyboru – wynikała z radykalnego i „ekskluzywnego” wyboru Chrystusa. Ich miłość nie polegała na patrzeniu wzajemnie na siebie, ale – jak powiedział Antoine de Saint-Exupéry – na spoglądaniu razem w tym samym kierunku: na ubogiego i ukrzyżowanego Chrystusa. A może dopiero w niebie zrozumiemy prawdziwą naturę tej miłości. Tu, na ziemi nie zdołamy jej w pełni pojąć i właściwie opisać, o czym świadczą nieudane próby wielu psychologów.
Najpiękniejsze i najgłębsze przyjaźnie cechuje uczestnictwo w nich trzech osób, pośród których w centrum znajduje się Jezus. Takie były przyjaźnie Franciszka. W tym sensie także chrześcijańskie małżeństwo musi być relacją trzech osób: on, ona i Inny!
Pewnej grupie nastolatków zadano pytanie, czy uważają za możliwą i ważną w ich wieku przyjaźń między dziewczyną a chłopakiem, która nie przekształciłaby się szybko w coś innego. Jeden z chłopców odpowiedział: „Tak, wierzę w taką przyjaźń, ponieważ ją przeżywam. Dlaczego nie zamieniamy jej w tak zwaną wielką miłość? Nie wydaje się nam, że warto kończyć tak piękną i głęboką przyjaźń dla typowego zadurzenia między nastolatkami. Nie myślę też, że w wieku szesnastu lat mamy prawo uznać, że okres dojrzewania mamy już za sobą”.
Miał rację. Przyjaźń między młodymi, przeżywana w świetle dnia, pomaga odkrywać najpiękniejsze i najbardziej sekretne strony psychiki drugiego, rozwiewa obawy i nieufność do przeciwnej płci, uczy dialogu. Przynosi o wiele więcej korzyści niż bliska więź, która zakłada uporanie się z wieloma z wymienionych problemów. Kiedy nadejdzie wielka miłość do tej samej bądź innej osoby, doświadczenie przyjaźni pozwoli przeżywać ją z większą intensywnością i dojrzałością.
Narzeczonym więź przyjaźni pozwala podjąć wspólny wysiłek życia w czystości, a w konsekwencji wzrastać w miłości polegającej na wzajemnym szacunku i zdolności do oczekiwania na dzień, gdy staną się jednym ciałem, co może zapewnić powodzenie ich małżeństwu. Pozwala docenić proste gesty: trzymanie się za ręce, spojrzenie, pocałunek, które innym mogą wydawać się banalne, ale dla nich mają ogromną wartość.
Czystość nie jest nikomu dana bez wysiłku, bez walki i małych (bądź dużych) upadków. W tej walce nie wolno mylić pokusy z grzechem. Odkrył to Franciszek. Tomasz z Celano tak relacjonuje to ważne wydarzenie:
„Spostrzegłszy [diabeł], że nie zdołał należycie ukryć poprzedniego sidła, gotuje inną zasadzkę̨, podnietę̨ cielesną. Ale na próżno, bo ten, kto odkrył podstęp duchowy, nie mógł dać się uwieść poprzez ciało. Diabeł napuścił na niego jak najcięższą pokusę lubieżności. Ale święty ojciec, zaraz jak tylko ją odczuł, zdjął ubranie i najokrutniej smagał się sznurem, mówiąc: «Ejże, bracie osìle, tak ci właśnie dobrze, takie baty ci się należą. Tunika jest własnością zakonu i nie wolno jej kraść. A ty, jeśli chcesz isìcì swoją drogą, idź!» Wszakże widząc, że pokusa nie ustąpiła na skutek chłosty, a już całe ciało pokryło się siniakami, otworzył celkę, wyszedł na pole do ogrodu i nagi zanurzył się w wielki sìnieg. Potem brał pełne ręce śniegu, ugniatał go i robił siedem kulistych bałwanów. Ustawiwszy je przed sobą, zaczął przemawiać do ciała: «Oto ta największa kula to jest twoja żona; dalsze cztery to dwaj twoi synowie i dwie córki; dwie pozostałe kule to twoi służący i służąca, których należy mieć do obsługi. Pospiesz się, by je ubrać , bo umarzną z zimna. A jeżeli męczy cię ta wieloraka o nich troska, to dbaj o służbę samemu tylko Bogu!» Zaraz diabeł zawstydzony odstąpił, a Święty wrócił do celi, wielbiąc Boga. Pewien uduchowiony brat, który wówczas trwał na modlitwie, widział to wszystko, jako że księżyc jasno świecił . A Święty, dowiedziawszy się potem, że on go widział w nocy, bardzo się zmartwił i zakazał mu wyjawiać to zdarzenie komukolwiek, aż do końca swego życia” .
Jestem przekonany, że Franciszek nie rzucił się w śnieg, by pokonać pokusę, ale ponieważ ona go zwyciężyła. Rzucił się nie z obawy, a z rozpaczy – by ukarać siebie. Kiedy dusza osiąga zjednoczenie z Chrystusem, jakie przeżywał Franciszek, już sam lęk odłączenia się od Niego, zdradzenia Go, rodzi ból większy niż śmierć. Doświadczyła tego także Katarzyna ze Sieny, która przeżyła okres tak wielkich pokus cielesnych, że myślała o bezpowrotnie straconej z tego powodu miłości niebiańskiego Oblubieńca. Po długim czasie przeżytym w ten sposób otrzymała wizję Jezusa. Posłuchajmy przekazanej przez spowiednika Katarzyny rozmowy, jaką odbyła ze swoim ukochanym Panem:
„«Gdzie Panie byłeś, kiedy moje serce było miotane tyloma szkaradzieństwami?» Na to Pan jej odpowiedział: «Byłem w twoim sercu». Na co ona: «Z całym szacunkiem dla Twojej Prawdy, Panie, i Twego Majestatu zapytam jednak: jak mogę uwierzyć, że Ty przebywałeś w moim sercu, kiedy ono było wypełnione ohydnymi i paskudnymi myślami?» Na to Pan: «Czy te myśli i pokusy sprawiały ci radość, czy smutek, upodobanie, czy wstręt?» Wtedy ona: «Najwyższy smutek i wstręt» Pan na to: «Któż zatem spowodował, że ty się smuciłaś, jeśli nie Ja, który ukrywałem się w twoim sercu?»” .
Podobnie działo się, jak myślę, z Franciszkiem tej nocy, „kiedy na niebie świecił księżyc”. „Diabeł – mówi Celano – odszedł zmieszany, a Święty wrócił do swej celi, wychwalając Boga”. Zdarzało się bowiem, że nie mogąc Franciszka doprowadzić do upadku przez pokusę, diabeł starał się go przekonać, że już jej uległ.
Fragment książki "Franciszek. Kuglarz Boży". Książka o. Raniero Cantalamessy dostępna jest w sklepie "Gościa": sklep.gosc.pl
O. Raniero Cantalamessa