Słowa zapisane w tytule tego komentarza są słowami Pana Boga, które wypowiedział do Ezechiela w momencie powołania go na proroka.
To najdłuższy i chyba najbarwniejszy, a zarazem najbardziej tajemniczy opis powołania prorockiego. Ezechiel, kapłan izraelski będący na wygnaniu babilońskim nad rzeką Kebar, ujrzał Boży rydwan, którego potęga budziła przerażenie. Ezechiel zrozumiał, że ujrzał coś, co przekraczało ludzkie wyobrażenia i co pokazywało, jak potężny jest Pan Bóg. Zrobił więc to, co robili w takiej sytuacji biblijni bohaterowie: upadł na twarz. Pan Bóg pozytywnie ocenił gest Ezechiela, który nie tylko się przestraszył, ale też oddał cześć Bożemu majestatowi. A potem powiedział prorokowi o misji, która nie będzie łatwa, ponieważ Boży posłaniec ma stanąć nie tylko przed Bogiem, ale także przed swymi rodakami, „ludem buntowników… ludźmi o bezczelnych twarzach i zatwardziałych sercach”. Ezechiel jest odpowiednią osobą do tego zadania, bo jest o wiele surowszy od innych proroków. Widać to w czytanym dzisiaj fragmencie.
Pan Bóg zwraca się do proroka słowami: „synu człowieczy”. To wyrażenie pojawi się w księdze 93 razy. Jest ono początkiem określenia, które nabierze w Biblii wyjątkowego sensu. W Księdze Ezechiela mamy jego fundamentalne znaczenie: ono po prostu oznacza człowieka, koronę Bożych materialnych stworzeń. Gdy w II wieku przed Chr. pojawi się w świecie biblijnym nurt nazywany apokaliptyką, określenie to zacznie wskazywać coś więcej: szczególnego Pośrednika między niebem a ziemią, który ukaże się na końcu czasów. On – jak czytamy w Księdze Daniela – przybędzie „na obłokach nieba”, będzie więc nie tylko człowiekiem. W księgach Ewangelii niejednokrotnie Pan Jezus będzie używał w odniesieniu do siebie tego określenia, właśnie w apokaliptycznym sensie.
Przyjęcie takiego rozumienia tego tytułu wymaga wiary. Zabrakło jej ziemskim rodakom Pana Jezusa – co widać w czytanym dziś fragmencie Ewangelii. A On „dziwił się ich niedowiarstwu”. •
ks. Zbigniew Niemirski