45 lat temu, 25 czerwca 1976 r., w 112 zakładach pracy na terenie 24 województw ponad 80 tys. osób rozpoczęło strajki i demonstracje uliczne. Bezpośrednią przyczyną buntu była zapowiedź podwyżki cen żywności, ale głębszym powodem było załamanie nadziei wiązanych z rządami Edwarda Gierka.
W czasie pierwszego czterolecia dekady Gierka szybko rosły wskaźniki rozwoju gospodarczego i poziomu życia. Płace wzrosły o blisko 40 proc. a dochód narodowy o 60 proc. Znacząco wzrosła dostępność różnego rodzaju produktów konsumpcyjnych, również niemal niedostępnych w czasie rządów Władysława Gomułki samochodów. Gierkowski "cud gospodarczy" był w dużej mierze realizowany dzięki kredytom udzielanym przez państwa zachodnie i instytucje finansowe. Rozwój gospodarczy był też dalece nierównomierny. Niemal 30 proc. społeczeństwa żyło poniżej minimum socjalnego. Ok. 1975 r. pojawiły się pierwsze niepokojące przejawy recesji. Bardzo szybko rosło zadłużenie państwa. Nastroje społeczne wciąż jednak były w miarę dobre. Decydowało o tym m.in. zamrożenie od 1971 r. cen wszystkich podstawowych produktów. Już pod koniec 1975 r. władze jednak musiały ogłosić, że podwyżki cen niektórych produktów są nieuniknione. Równolegle pisano o szalejącej na zachodzie drożyźnie i niepokojach społecznych.
Ogłoszenie podwyżki poprzedziły przygotowania aparatu bezpieczeństwa. W maju w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych rozpoczęto realizację operacji "Lato 76". Sprawdzano gotowość jednostek MO, tworzono grupy śledcze mające wyławiać prowodyrów ewentualnych zajść. Władze były jednak zdeterminowane, aby nie powtórzył się kompromitujący dla niej scenariusz z grudnia 1970 r. Oddziałom ZOMO, tłumiącym ewentualne zamieszki, zakazano użycia broni palnej. Decyzje o jej użyciu mógł podjąć osobiście jedynie szef MSW. W ramach przygotowań do podwyżki rozpoczęto także powoływanie potencjalnych liderów wystąpień jako rezerwistów na ćwiczenia wojskowe.
Wieczorem 24 czerwca na posiedzeniu Sejmu premier Piotr Jaroszewicz ogłosił podwyżkę. Formalnie zapowiedział zgłoszenie projektu podwyżek cen pod konsultacje społeczne. W rzeczywistości władze wydrukowały już nowe cenniki. Szczególnie drastyczna miała być podwyżka cen artykułów żywnościowych. Mięso i ryby miały zdrożeć o 69 proc., nabiał - 64 proc., ryż - 150 proc., cukier - 90 proc. Podwyżka miała być wprowadzona już w poniedziałek 28 czerwca, a więc na "konsultacje" były trzy dni. Miały ją łagodzić rekompensaty do płac, które jednak okazały się niesprawiedliwe. Zarabiający poniżej 1 300 zł mieli otrzymać 240 zł, zarabiający powyżej 6 tys. zł - 600 zł. Dla porównania cena 1 kg szynki konserwowej miała wzrosnąć ze 110 do 224 zł.
Następnego dnia w wielu miastach wybuchły strajki okupacyjne i manifestacje. W Radomiu, Ursusie i Płocku doszło do pochodów i demonstracji, zakończonych starciami z MO, a w przypadku Radomia - dramatycznymi walkami ulicznymi. W Radomiu strajk rozpoczęli robotnicy Zakładów Metalowych im. gen. Waltera, którzy wyszli na ulicę, aby powiadomić o strajku inne zakłady i ruszyć pod gmach KW PZPR. Do buntu przyłączyły się załogi 25 przedsiębiorstw, łącznie ok. 17 tys. osób. W kulminacyjnym momencie na ulicach demonstrowało ok. 20 tys.
Gdy przed siedzibą KW zgromadziło się kilka tysięcy ludzi, demonstranci, którzy weszli do budynku, nakłonili I sekretarza Janusza Prokopiaka do przekazania do Warszawy żądania odwołania podwyżki. Po dwóch godzinach oczekiwania, gdy okazało się, że w budynku nie ma już przedstawicieli partii (zostali ewakuowani), tłum zaczął niszczyć wyposażenie, a przed godz. 15.00 gmach podpalono. Władze skierowały do miasta oddziały ZOMO z Warszawy, Łodzi, Kielc i Lublina oraz Wyższej Szkoły Oficerskiej MO w Szczytnie - wieczorem oddziały MO liczyły ok. 1 550 funkcjonariuszy. Doszło do gwałtownych walk, w czasie których młodzi ludzie wznosili barykady, rzucali kamieniami, cegłami, wyrwanym brukiem, a nawet butelkami z benzyną; MO posługiwała się pałkami, armatkami wodnymi i gazami łzawiącymi. Dwóch demonstrantów, Jan Łabęcki i Tadeusz Ząbecki, zginęło w tragicznym wypadku: zostali zabici przez rozpędzoną przyczepę wypełnioną betonowymi płytami, którą spychali w kierunku zomowców. Oprócz gmachu KW PZPR atakowano budynek KW MO i Urzędu Wojewódzkiego. Doszło do dewastacji sklepów i kradzieży. Oddziały MO opanowały sytuację w centrum miasta dopiero późnym wieczorem.
W podwarszawskich Zakładach Mechanicznych Ursus od rana strajkowało 90 proc. załogi. Robotnicy, którzy udali się pod gmach dyrekcji, usłyszeli tam wezwanie do powrotu do pracy. Wyszli na pobliskie tory kolejowe łączące Warszawę z Łodzią, Poznaniem i Katowicami, aby poinformować innych mieszkańców Polski o strajku. Ponad 1 tys. osób siedzących na torowisku tworzyło żywą zaporę i zatrzymywało pociągi. Aby na trwałe zablokować tory, demonstranci próbowali przeciąć szyny palnikiem acetylenowym, a gdy to się nie udało, rozkręcili je, a w powstałą wyrwę zepchnęli lokomotywę. Interwencja MO nastąpiła ok. 21.30, gdy tłum stopniał do kilkuset osób. Starcie trwało kilkanaście minut, po nim zaczęła się obława na demonstrantów.
W Płocku strajk wybuchł w Mazowieckich Zakładach Rafineryjnych i Petrochemicznych. Ok. godz. 14.00 przy jednej z bram doszło do spontanicznego wiecu, po którym grupa jego uczestników pomaszerowała pod gmach KW PZPR, ok. 17.00 tłum przed siedzibą partii liczył 2-3 tys. osób. Do zebranych przemówił I sekretarz. Część manifestantów ruszyła w stronę innych zakładów, ale ich pracownicy nie przyłączyli się do protestu. Po ogłoszeniu komunikatu o odwołaniu podwyżki budynek KW obrzucono kamieniami, wybito kilka szyb, zaatakowano radiowóz straży pożarnej. Ok. godz. 21.00 demonstrantów zaatakowały ściągnięte z Łodzi oddziały ZOMO.
Fala strajków była porównywalna ze strajkami z grudnia 1970 i stycznia-lutego 1971 r., a "przerwy w pracy" nie ograniczyły się do jednego regionu kraju i groziły szybkim rozszerzeniem. Władze obawiając się powtórzenia scenariusza z grudnia 1970 r., jeszcze 25 czerwca 1976 r. zdecydowały o wstrzymaniu podwyżki, ale wzięły odwet na protestujących, zwłaszcza w Radomiu i Ursusie. Zatrzymanych przewożono do komend MO i aresztów, gdzie przechodzili przez tzw. ścieżki zdrowia (szpaler milicjantów bijących pałkami). Bito także przypadkowe osoby: jedną z nich był Jan Brożyna, śmiertelnie pobity przez patrol MO, o którego zabójstwo oskarżono świadków tego wydarzenia. Drugą śmiertelną ofiarą represji był ks. Roman Kotlarz, który 25 czerwca i w kolejnych dniach wspierał robotników. Kilkukrotnie był nachodzony i bity przez funkcjonariuszy milicji oraz SB. Zmarł 18 sierpnia w stanie głębokiego wyniszczenia fizycznego i psychicznego.
Do Kolegiów ds. Wykroczeń skierowano 353 wnioski, w tym 214 w Radomiu, 131 w Warszawie i 8 w Płocku. Orzeczono 314 kar aresztu, w tym 250 na trzy i 50 na dwa miesiące. W Radomiu w trybie przyspieszonym postawiono przed sądem 51 osób. Na kary więzienia skazano 42 osoby, w tym 28 - na pięć miesięcy do roku, 14 zaś - na 2 do 3 miesięcy. W zwykłym trybie w Radomiu osądzono 188 osób. W lipcu i sierpniu 1976 r. odbyły się cztery procesy pokazowe, w których wobec oskarżonych zastosowano zasadę odpowiedzialności zbiorowej. Osiem osób skazano na kary od 8 do 10 lat więzienia, jedenaście - na kary po 5-6 lat, a pozostałych na kary od 2 do 4 lat. W procesie ursuskim siedem osób skazano na kary od 3 do 5 lat więzienia. W Płocku sądzono 34 osoby, spośród których 18 skazano na kary od 2 do 5 lat, 15 - na kary w zawieszeniu, a 1 osobę uniewinniono. Łącznie za udział w proteście osądzono 272 osoby.
Niepowodzenie podwyżki cen zachwiało autorytetem ekipy Edwarda Gierka. 26 czerwca 1976 r., w czasie telekonferencji z I sekretarzami wojewódzkimi partii, wydał on dyspozycję zwołania wielotysięcznych wieców i uruchomienia kampanii propagandowej. Miała ona służyć zademonstrowaniu jedności i siły partii, poparcia dla jej przywódców, potępieniu demonstrantów z Radomia i Ursusa napiętnowanych mianem "warchołów" oraz spacyfikowaniu społecznego niezadowolenia. Na tej fali zamierzano przeforsować choćby ograniczoną podwyżkę cen, do czego ostatecznie nie doszło wskutek stanowczego sprzeciwu Moskwy.
Rezygnacja z podwyżki przesądziła o narastaniu trwałej nierównowagi rynkowej, co było jednym z pierwszych przejawów kryzysu, w jakim pogrążała się gospodarka PRL w drugiej połowie rządów Gierka. Surowe represje wymierzone w uczestników czerwcowych protestów kontrastowały z dotychczasowym, względnie liberalnym, wizerunkiem ekipy. Część bacznych obserwatorów wydarzeń doceniła znaczenie wydarzeń z czerwca 1976 r. "Myślę, że w gruncie rzeczy pierwszy żałobny dzwon dla ekipy Gierka już zadzwonił, wprawili go w ruch robotnicy z Ursusa, Radomia, Płocka i innych miast, kolejarze z całej Polski, słowem tłumy, które się wreszcie wściekły" - zapisał w swoim dzienniku Stefan Kisielewski. We wrześniu doszło do utworzenia Komitetu Obrony Robotników - pierwszej działającej jawnie w kraju komunistycznym organizacji opozycyjnej, która przez kilka miesięcy walczyła o wypuszczenie na wolność wszystkich osób skazanych za udział w protestach w Radomiu i Ursusie, co nastąpiło ostatecznie w lipcu 1977 r.
https://dzieje.pl/