Myśl wyrachowana: Społeczeństwa żałują wyrządzonych krzywd, gdy nie mogą zrobić już na nich interesu.
Sportowcy wielu drużyn piłkarskich zaczęli przed pierwszym gwizdkiem klękać na murawie. Nie jest to jednak próba zjednania sobie Boga w kwestii wyniku meczu, lecz skutek nagłego ataku szlachetności, jakiego ostatnio doznała zachodnia część ludzkości. Najogólniej mówiąc, chodzi o gest protestu przeciw rasizmowi w ramach ruchu Black Lives Matter.
Niby pięknie, bo rasizm to brzydka rzecz. Problem jest tylko taki, że społeczna szlachetność z reguły przychodzi za późno. Gdy ludzie gremialnie zaczynają pomstować na przodków za ich poglądy i działania, nic to już nie daje ofiarom. Najczęściej dawno już nie żyją, podobnie jak sprawcy ich udręk. Zauważmy też, że z zasady dzieje się to dopiero wtedy, gdy nic już to nie kosztuje publicznie wstydzących się. Przeciwnie – daje im to poczucie bycia lepszymi od swoich przodków, którzy „robili takie rzeczy”. To dlatego dzisiejsi antyrasistowsko oświeceni wyżywają się na pomnikach i miejscach pamięci dawnych bohaterów, dlatego robią dym i drą szaty przed kamerami.
Czy to przypadek, że łzy nad losem Indian polały się dopiero wtedy, gdy praktycznie ich wyeliminowano, a wszystkie ich wartościowe tereny zostały zajęte i wyeksploatowane? Czy potępienia działalności państw kolonialnych nie pojawiły się dopiero wtedy, gdy kolonie zostały bezpowrotnie stracone? Czy to nie zastanawiające, że Amerykanie najbardziej zaczęli burzyć się przeciw dyskryminacji czarnoskórych po tym, gdy czarnoskóry został prezydentem? Albo czy to nie znamienne, że hordy „antyfaszystów” rozpleniły się dopiero wtedy, gdy dawno już nie ma prawdziwych faszystów?
Całe to spóźnione histeryzowanie to objaw bezmyślności. Rozsądny człowiek rozumie bowiem, że nie da się sprawiedliwie ocenić minionych zjawisk bez uwzględnienia kontekstu kulturowego, społecznego, politycznego i wszelkiego innego tamtych czasów. Jeśli na przykład św. Paweł wzywa niewolników do posłuszeństwa swoim panom, czy powiemy, że był zwolennikiem niewolnictwa? Czy ktoś zdrowy na umyśle mógłby twierdzić, że Paweł także dzisiaj apelowałby o to samo?
Zanim się oceni to, co dawne, warto się zastanowić, jak byśmy myśleli, będąc ludźmi tamtego czasu. Gdyby istniał wehikuł czasu, mogłoby się okazać, że po latach zburzyliśmy własny pomnik. Zresztą byłyby powody. Jest wysoce prawdopodobne, że po latach ludzkość ze zgrozą spojrzy na nasze „tolerancyjne” czasy. „Oni trzęśli się nad konkwistadorami i krzyżowcami, a milionami zabijali własne dzieci i pomagali w samobójstwach własnych rodziców” – powiedzą. I niestety, akurat w tym będą mieli rację.
Franciszek Kucharczak