30-lecie polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy skłania do pytań, w jakich obszarach jego konsekwencje są pozytywne, a gdzie nadal istnieją poważne deficyty.
Podpisany 17 czerwca 1991 r. w Bonn przez ministrów spraw zagranicznych Krzysztofa Skubiszewskiego oraz Hansa-Dietricha Genschera traktat był jedną z geopolitycznych zwrotnic, które kierowały Polskę ze Wschodu na Zachód, ze wszystkimi dalszymi tego konsekwencjami, a więc wstąpieniem do Unii Europejskiej oraz NATO – uważa dr Krzysztof Rak, dyrektor Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej, znawca polityki niemieckiej w XX wieku, autor m.in. książkowego bestsellera „Polska – niespełniony sojusznik Hitlera”. Po podpisanym rok wcześniej traktacie granicznym ten miał stworzyć prawne podstawy najważniejszych dziedzin współpracy polsko-niemieckiej po przełomie 1989 r. – Traktat był jednak asymetryczny, gdyż Polska występowała z pozycji słabszego partnera, któremu zależało na otwarciu drogi na Zachód – przekonuje prof. Krzysztof Miszczak, dyplomata ze stażem pracy w Niemczech, obecnie kierownik Zakładu Bezpieczeństwa Międzynarodowego w Szkole Głównej Handlowej. – Niemcy po zjednoczeniu byli najsilniejszym państwem Europy i od nich w znacznym stopniu zależało, czy uda się nam proces integracji ze Wspólnotą Europejską, jak wówczas nazywała się Unia Europejska. Jednak nie ulega wątpliwości, że w trakcie negocjacji nie byliśmy partnerem, jak się w Niemczech mówi, „na wysokości oczu” – dodaje.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Andrzej Grajewski