Miłość Chrystusa przynagla nas…. Trudno o lepszy impuls dla apostoła. Jak być spokojnym, skoro inni umierają.
Ile rozwodów, zdrad małżeńskich, prowizorycznych i kruchych związków, rozczarowań, samotnych matek lub ojców? Rośnie pokolenie sierot rozwodowych, dzieci, którym brakuje witaminy M; niespokojne, roztargnione, zagubione, skłonne do ekscesów i ryzyka. Eksperymentują z seksem i narkotykami, nie potrafią kochać ani cierpieć. Brak im wytrwałości. Dlatego sięgają po odurzacze, potem targają się na życie. Mają fałszywe wyobrażenia o miłości, dlatego popadają w duchową śmierć, z dala od miłości Boga. Konsumenci i budowniczy cywilizacji śmierci. Skoro ludzie masowo staczają się w śmierć, Zbawiciel musiał w nią wejść, by ich tam poszukać. Jakże tego nie głosić? Nie krzyczeć na całe gardło: „Za wszystkich umarł Chrystus po to, aby ci, co żyją, już nie żyli dla siebie, lecz dla Tego, który za nich umarł i zmartwychwstał”?
Żyć dla siebie znaczy to samo, co poznać kogoś według ciała. W biblijnym czasowniku „poznać” jest zawarta miłość do drugiego człowieka. Tyle że istnieje miłość prawdziwa oraz zatruta. Zatruł ją przebiegły wąż z raju, gdy kazał ludziom w imię wolności kochania sięgnąć po owoc poznania dobra i zła. Sięgnęli i poznali – zło. Człowiek odtąd mówi „kocham” i szuka w drugim własnego dobrostanu. Drugi jest dlań narzędziem uszczęśliwiania samego siebie. Odkąd zamilkł w nim głos Bożej miłości i przestała docierać doń życiodajna limfa z nieba, rozpoczął neurotyczny pęd za dostarczaniem sobie namiastek kochania. Jego zranione serce stało się nienasycone. Każe mu składać sobie wszystko w ofierze: współmałżonka, partnera, kobiety, dzieci… Mają go nieustannie chwalić i doceniać, spełniać jego życzenia. Iluż synom i córkom złamała życie neurotyczna matka? Ileż dzieci doprowadziła do szaleństwa niezaspokojona ambicja ojca? Nigdy nie zdołają go zadowolić, nigdy nie zasłużą sobie na uznanie w jego oczach. Będą nosić w sobie pogardę i poczucie winy za to, że nigdy nie okazali się takimi, jakich sobie wymarzył narcystyczny rodzic. Człowiek dla odrobiny nadwyżki akcepcji jest gotowy skoczyć w przepaść. W tym znaczeniu o niejednej rodzinie i o niejednej relacji Dostojewski pisał: „Oni tak się kochają, jakby nienawidzili”. Poznanie kogoś według ciała bywa torturą na całe życie. Musi przyjść Chrystus i powiedzieć: Pójdź za Mną! Dam ci poznać miłość, której nie znałeś. Pokochany szczerze i za darmo, powoli nauczysz się kochać naprawdę. Przekonasz się, co znaczy, że „oto wszystko stało się nowe”. Nieraz trzeba po to „nowe” sięgnąć głęboko. Poza neurotyczne mechanizmy ludzkich współuzależnień. Katownie fałszywej miłości zawalą się dopiero wtedy, gdy ocaleni przez Chrystusa przestaną żyć dla siebie i ośmielą się pragnąć dobra drugiej osoby. Nie ma innego wyjścia: wszystkie nasze relacje uczuciowe muszą przejść przez oczyszczenie Kalwarii. •
ks. Robert Skrzypczak