Coraz częściej przychodzą teraz do mnie pacjenci ze służby zdrowia, którzy walczyli i nadal walczą z pandemią - powiedział w rozmowie z PAP psychiatra Jacek Koprowicz, kierownik Przychodni Zdrowia Psychicznego w Centralnym Szpitalu MSWiA w Warszawie.
Lekarz, który zimą i wczesną wiosną był także konsultantem w szpitalu tymczasowym na Stadionie Narodowym podkreślił, że właśnie teraz, kiedy sytuacja epidemiologiczna się stabilizuje, częściej pomocy psychiatry poszukują pracownicy służby zdrowia różnych specjalności. "Nie jest to, na szczęście, problem masowy, ale pojawia się z coraz większą częstotliwością. To są moje koleżanki i koledzy, pracownicy systemu ochrony zdrowia" - zaznaczył.
"Medycy szukają teraz porady psychiatrycznej znacznie częściej niż podczas kumulacji zakażeń i zachorowań" - zauważył Koprowicz. "Wydaje się, że emocje teraz «odpuszczają», bo zmniejsza się liczba przypadków covidowych i medycy nie mają już tak wiele pracy" - zwrócił uwagę. "Okazuje się jednak, że następuje tzw. feedback - sprzężenie zwrotne. Medycy mają po prostu czas na zastanowienie się - na to, aby pomyśleć o tym, co się stało przez ostatnie kilkanaście miesięcy" - wyjaśnił.
Lekarz w rozmowie z PAP wspomniał, że opowieści z czasów II i III fali epidemii, które teraz słyszy od swoich koleżanek i kolegów ze służby zdrowia, poruszają nawet psychiatrów. "Na przykład przypadki, o których mówią pielęgniarki anestezjologiczne, wywołują nawet u mnie silne emocje" - przyznawał Koprowicz.
"Są to między innymi wspomnienia medyków z czasów, kiedy ogromna liczba pacjentów była w stanie krytycznym. Na przykład bardzo młodzi ludzie po prostu umierali na rękach pielęgniarek i lekarzy" - wspominał psychiatra. Dodał, że nawet jemu trudno jest mówić o szczegółach tych opowieści.
Koprowicz przestrzegł przed euforią, którą można od kilkunastu dni zaobserwować na ulicach po ogłoszeniu zniesienia kolejnych obostrzeń covidowych. "Pamiętajmy, nie wszyscy tak chętnie się szczepią przeciwko COVID-19 - niektóry uważają, że «już nie potrzeba», a inni nadal są sceptyczni wobec tych zabiegów" - zaznaczył psychiatra.
"Obawiam się, że rzeczywiście na jesieni zderzymy się z jeszcze jedną falą" - podkreślił. "Za dużo osób, niestety, ma wrażenie, że «to» ich nie dotyczy, że «to» ich ominęło i teraz ignorują informacje o konieczności szczepienia" - zwrócił uwagę Koprowicz.
Zdaniem lekarza jest z kolei jeszcze spora grupa osób, która, mimo zmniejszającej się liczby zakażeń i zachorowań, zachowuje dużą, wręcz obsesyjną ostrożność. Niektórzy ludzie nie przestali nosić maseczek na powietrzu, wciąż używają jednorazowych rękawiczek i płynów do dezynfekcji, nawet tam, gdzie już nie obowiązują zaostrzone normy sanitarne.
"Na jednym z warszawskich osiedli, gdzie mieszkam, wiele osób w dojrzałym wieku, czyli teoretycznie już dawno zaszczepionych, nadal niezbyt często wychodzi z domu. Nawet kiedy spacerują z psami nie odchodzą daleko od bloku. Używają maseczek i rękawiczek, zachowują bezpieczną odległość od rozmówcy" - relacjonował psychiatra.
"To pokazuje wyraźny lęk" - tłumaczy. "Nawet jedna z moich znajomych lekarek, zaszczepiona 5 miesięcy temu, cały czas pomaga pacjentom tylko online" - zauważył.
Doktor Koprowicz ma nadzieję, że w miarę, jak ustępować będzie pandemia, a kolejne obostrzenia z nią związane zostaną stopniowo zniesione, także i te lęki będą przełamywane. "Zawsze czas goi rany, wygładza różne emocje" - podkreślił.
"Nie mamy przecież tej pamięci pokoleniowej i lęku związanego z wcześniejszymi pandemiami. Niestety, już praktycznie nie ma ludzi pamiętających jeszcze na przykład plagę zakaźnej grypy, tzw. hiszpanki, na początku XX wieku" - przypomniał. "To, co nas spotkało teraz, sto lat po pandemii hiszpanki, moim zdaniem - szczególnie wśród młodych ludzi mających większe poczucie beztroski - spowoduje przekonanie młodszych pokoleń, że +to+ ich nie dotyczy" - przewiduje psychiatra.
"Nawyki z czasu ostrej walki z koronawirusem - owa pokoleniowa pamięć - na pewno pozostaną u ludzi w średnim i dojrzałym wieku" - podkreślił. "Myślę, że automaty z maseczkami i środkami do dezynfekcji nie znikną jeszcze długo, na przykład z centrów handlowych, szkół, uczelni i urzędów. Może w nich nawet pozostaną" - powiedział Koprowicz.
Lekarz ma nadzieję, że podczas pandemii, ale też i wcześniej, wszyscy w końcu zwrócili uwagę na niedobór kadr i niedoinwestowanie w polskiej psychiatrii. "Na razie tego jeszcze za bardzo nie odczuwam, bo mam w poradni ogromne braki kadrowe. Oczywiście nie było szans, aby zaledwie po 1,5 roku przybyło w naszym kraju psychiatrów, bo kształcenie w medycynie to proces długotrwały" - przypomniał.
"Myślę, że w czasie pandemii postrzeganie między innymi psychiatrów, ale również, a może nawet przede wszystkim specjalistów chorób zakaźnych, bardzo się wśród decydentów zmieniło" - zauważył. "Może w końcu mający wpływ na system ochrony zdrowia wezmą pod uwagę system rekrutacji i sposób kształcenia, bo i lekarzy zakaźników i lekarzy psychiatrów - nawet bez epidemii - było i jest bardzo mało" - podkreślił Koprowicz.
"W mojej specjalności chodzi także o nowe ośrodki m.in. szpitale i poradnie, które mogą się zajmować leczeniem i badaniem chorób psychicznych" - zaznaczył i dodał, że taki sam problem mają specjaliści chorób zakaźnych. "Takich oddziałów czy oddzielnych ośrodków było i nadal jest mało. Kiedyś planowano przecież tworzenie małych oddziałów zajmujących się leczeniem chorób zakaźnych" - argumentował.
Lekarz przypomniał, że od ponad 30 lat warunki pracy w polskiej psychiatrii niewiele się zmieniły. Koprowicz opowiedział PAP, w jaki sposób w czasach komunistycznych "planowano zapotrzebowanie" na łóżka psychiatryczne. "Długo pracowałem w Pabianicach, drugim, co do wielkości mieście województwa łódzkiego. Byłem szefem tamtejszego szpitala psychiatrycznego, który został zbudowany właściwie przez przypadek. Bardzo nieszczęśliwy, ale jednak przypadek" - wspominał.
"Opowiadano mi, że wybudowany w czasach PRL budynek psychiatrii w Pabianicach miał pierwotnie być siedzibą oddziału chorób zakaźnych. Tak się wówczas nieszczęśliwie złożyło, że na Śląsku spłonął niestety oddział psychiatryczny. Na partyjnym szczeblu zdecydowano wtedy, że aby +liczba łóżek zgadzała się z limitem+, nowy, osobny budynek należący do szpitala w Pabianicach będzie pełnił funkcję oddziału psychiatrycznego" - powiedział szef Poradni Zdrowia Psychicznego w stołecznym szpitalu MSWiA.
W rozmowie z PAP Jacek Koprowicz zaznaczył, że ma nadzieję, iż wkrótce pandemia będzie wygasać wszędzie na świecie, m.in. z uwagi na planowaną na dużą skalę - także w Polsce - akcję szczepień ludzi bardzo młodych. "Zaczynamy szczepić tę grupę, o której szczepieniu nawet nie myśleliśmy nawet jeszcze pół roku temu, a o której to grupie wiemy, że może przenosić koronawirusa, bo najczęściej przechodzi COVID-19 bezobjawowo" - przypomniał.
"U mnie w pracy zresztą zastanawialiśmy się, czy rozsądnym jest otwarcie naszych szkół, skoro wiadomo, że w zaszczepionej - w jednym z największych chyba na świecie stopni - populacji Izraela, po otwarciu placówek edukacyjnych liczba zakażeń SARS-CoV-2 gwałtownie wzrosła" - przyznał.
"Z mojego zawodowego punktu widzenia, być może właśnie w szczepieniach najmłodszych należy upatrywać nadziei, że do kolejnej fali zakażeń koronawirusem, a co za tym idzie do psychozy przed zachorowaniami na COVID-19, już nie dojdzie. Ja mam taką nadzieję" - podsumował psychiatra.