Rozumiem stres, gniew i niepewność. Nie rozumiem, jak można zwyzywać kogoś, kto pomaga. I pewnie bym nie uwierzył, gdyby mnie samego to nie spotkało.
Kilka dni temu zamieściłem w internecie pozytywną – jak mi się wydawało – informację o tym, że po raz pierwszy, odkąd pomagam jako wolontariusz na oddziale covidowym, nie było dla mnie pracy. Nie spodziewałem się, że tyle osób może mieć do mnie pretensje. Pod moim wpisem pojawiło się niemało obraźliwych komentarzy. Do zarzutu, że przykładam rękę do mordowania Polaków, już przywykłem. Morduję, bo uważam, że COVID-19 to groźna (choć nie dla wszystkich) choroba. To, że piszę o wirusie i o szczepionkach, nie znaczy, że jestem fanem wszystkich obostrzeń, jakie wprowadził rząd. Ale kto by śledził szczegóły, już jestem w szufladce usłużnych władzy proepidemików. Na zdjęciu, którym ilustrowałem wpis, byłem w kombinezonie wymaganym na oddziałach zakaźnych. Niektórzy pisali: „błazen”, inni: „kosmonauta”, jeszcze inni: „wariat”. Najbardziej mnie jednak zabolały komentarze typu: „a co, zabrakło pizzy?”, „przestali wam wypłacać dodatki?”, „nie chciało ci się robić kawy pielęgniarkom?”. One mnie zabolały, bo widziałem ciężką pracę personelu medycznego. Pizzy nie widziałem, a za swoją pracę nie wziąłem nawet złotówki. Pielęgniarki, salowe, ratownicy medyczni za bardzo ciężką i odpowiedzialną pracę dostają marne pieniądze. Kiedyś mieli przekonanie, że ktoś docenia ich pracę. Dzisiaj już takiej pewności chyba nie mają. Osoba pracująca w mediach powinna być przyzwyczajona do tępej nienawiści, ale ja przyzwyczajać się nie chcę. Nie pociesza mnie fakt, że większość głosów pod moimi postami była pozytywna, bo jednak całkiem spora część to były opinie, które nigdy nie powinny się tam znaleźć. Nie podzielam poglądu, że nie powinniśmy się nimi przejmować. Słowa mają ogromne znaczenie, bo często zamieniają się w czyn. Niezależnie od poglądów chamstwo i prostactwo powinny być rugowane z przestrzeni publicznej. A rugujemy? Na przykład jako czytelnicy tych wpisów? •
Tomasz Rożek