Myśl wyrachowana: Bóg kocha mnie całego, nawet z uszami, ale niekoniecznie z tym, co mam za uszami.
Mają ludziska w sieci używanie z powodu pozwu o obrazę uczuć religijnych, skierowanego rzekomo pod adresem papieża. Chodzi o słowa wypisane obok homotęczowej flagi, zawieszonej latem ubiegłego roku na pomniku Jana Pawła II: „Bóg kocha Cię takiego, jakim jesteś”. Miał je wypowiedzieć Franciszek do chilijskiego homoseksualisty – ofiary księdza pedofila.
Podobno 120 osób zgłosiło to do prokuratury, ponieważ uznało to za obrazę uczuć religijnych. „To” – czyli zestawienie słów z tęczową flagą i jej umieszczenie na pomniku, a nie słowa papieża. Bo akurat zdanie „Bóg kocha Cię takiego, jakim jesteś” jest całkowicie poprawne i ze wszech miar godne propagowania. Tyle tylko, że bycie kimś nie jest tożsame z robieniem czegoś.
Rzeczywiście, Bóg kocha Cię takiego, jakim jesteś, ale to nie znaczy, że kocha też wszystko, co robisz. Bo niektórych zachowań bardzo nie kocha. Biblia mówi wręcz, że Bóg brzydzi się grzechami. Nienawidzi ich. I nie ma w tym nic sprzecznego z miłością do człowieka, tak jak nie ma sprzeczności w tym, że ojciec czy matka uparcie kochają dziecko, które się łajdaczy, choć łajdactwa nie pochwalają.
Co by to był za rodzic, któremu podobałoby się wszystko, co wyprawiają jego dzieci, choćby miały zwyczaj wyprawiać bliźnich na tamten świat. Kochający rodzice, owszem, chcą dla dziecka jak najlepiej, ale są bezradni, gdy ono nie chce tego dla siebie. Nie wyprą się dziecka, odwiedzą je i w szpitalu, i w więzieniu, ale nie zapobiegną nieszczęściom, jakie na siebie pociecha sprowadza, jeśli je sprowadzać się uprze.
Papież powiedział więc rzecz arcyprawdziwą: Bóg kocha każdego takim, jakim jest. Nie jest natomiast prawdziwa sugestia, jakoby papież pochwalał grzech i jeszcze mówił, że Bóg też pochwala. Nie jest też prawdą, jakobyśmy, współpracując z Bożą łaską, nie mieli się doskonalić.
Ubaw z rzekomego skarżenia papieża o obrazę uczuć religijnych to odwracanie kota ogonem. Równie dobrze można by komuś rozbić głowę Biblią, a potem rechotać, że ofiara „skarży się na Mojżesza, proroków i ewangelistów”. To fakt, że czasem przy czytaniu Biblii coś człowieka uderzy, ale tu nie o czytanie chodzi i nie o takie uderzanie.
Stary diabeł ze słynnej książki C.S. Lewisa instruuje młodego, że absolutnie nie jest jego zadaniem nauczanie kuszonego. „Pamiętaj, że jesteś tam po to, by go ogłupiać” – podkreśla.
Ogłupianie – to chyba najlepsza diagnoza tej strategii mieszania dobrego i złego, jaką obserwujemy. To jest może i radosna twórczość, ale wpisany jest w nią smutny koniec.•
Franciszek Kucharczak