Choć Józef Piłsudski nie interesował się budową portu w Gdyni, Eugeniusz Kwiatkowski zakupił trzy stateczki żeglugi przybrzeżnej i dwa z nich nazwał imionami córek marszałka: Jadwiga i Wanda. Pod nieobecność Piłsudskiego pojechał do jego rezydencji w Sulejówku i zaproponował dziewczynkom, aby zostały matkami chrzestnymi statków.
Wygnany syn Wybrzeża
We wrześniu roku 1939 polski rząd został zmuszony do udania się na emigrację. Kwiatkowski, jako podporucznik rezerwy, napisał wówczas list do gen. Sikorskiego z prośbą o przyjęcie do wojska polskiego, które formowało się we Francji. Generał propozycji nie przyjął.
Po zakończeniu wojny wrócił do Polski. Został zaproszony przez rząd do odbudowy gospodarki morskiej i portów nad Bałtykiem jako delegat Rządu dla Spraw Wybrzeża. Postawił warunek, że nie będzie musiał wstępować do partii. Priorytetem była odbudowa portów, nadmorskich miast i uruchomienie przemysłu stoczniowego na tym terenie. Wojna pozostawiła Wybrzeże w opłakanym stanie, porty zostały zniszczone i splądrowane. W takim samym tempie, w jakim ożywało Wybrzeże, rosła nieufność władz komunistycznych wobec Kwiatkowskiego. W końcu w 1948 roku doświadczonego polityka i chemika zwolniono. Dostał zakaz prowadzenia wykładów, a następnie – co symboliczne – nakaz opuszczenia Wybrzeża. Musiał nawet starać się o przepustkę, by przyjechać na pogrzeb matki w Gdyni. Komuniści zabronili mu osiedlić się w Warszawie, potem w Poznaniu. Majątek pod Krakowem odebrano mu bezprawnie. Nie mógł podjąć w zasadzie żadnej pracy, a emerytura nie starczała mu na życie. Do 75. roku życia był inwigilowany przez służby. Po 1956 roku jego sytuacja finansowa nieco się poprawiła i powoli zaczęto doceniać jego dokonania. Pięć dni przed swoją śmiercią, 17 sierpnia 1974 roku, został pierwszym w dziejach Uniwersytetu Gdańskiego doktorem honoris causa.
– Jako działacz gospodarczy zapewnił ojczyźnie awans cywilizacyjny. Umiał przygotowywać długofalowe, przemyślane w szczegółach i realistyczne koncepcje rozwojowe, które poddawał zawsze drobiazgowej analizie ekonomicznej i do realizacji których angażował najlepszych fachowców, bez zwracania uwagi na ich sympatie polityczne. Jedynym kryterium były wysokie kwalifikacje i zaangażowanie w pracy – stwierdza pani Julita, wnuczka. Jej dziadek miał niezwykłą umiejętność nadawania tempa i rozmachu sprawom, które utknęły w martwym punkcie, a także rozwiązywania problemów, które wydawały się w danych warunkach nie do rozwiązania.
Maciej Rajfur