Wiesz, co mnie boli? Że my, podobno „katolicki naród”, gadamy przy stole o PiS–ie, o. Rydzyku, obostrzeniach w świątyniach i innych okołokościelnych tematach, ale nie dotykamy serca Ewangelii.
27.04.2021 11:56 GOSC.PL
Od lat furorę na Netflixie robi „Shtisel”, barwna, pełna zawirowań opowieść o perypetiach ortodoksyjnej żydowskiej rodziny (trzeci sezon naprawdę świetny!) W Jerozolimie czy w Lelowie widziałem tłum zagorzale dyskutujących „charedim”. Nie gadali ani o futbolu, ani o wyborach, ale o Mesjaszu i słowie Bożym.
Nie tęskni Ksiądz za takimi klimatami w polskich seminariach? – pytałem przed laty ks. Krzysztofa Wonsa. „Klerycy spierający się godzinami o wers Jeremiasza czy Izajasza? Marzenie… To, o czym pan mówi, dotyczy pasji. A pasja rodzi się z miłości. Tak było od początków dziejów Kościoła. Orygenes mówi, że nie da się inaczej czytać i zbliżać do Biblii jak przez miłość. To ona jest najważniejszym kluczem” – odpowiedział dyrektor Centrum Formacji Duchowej.
Drażnią nas neofici. Swoim niepoprawnym błyskiem w oku, gorliwością, zapałem, spontanicznym wybieganiem przed szereg, pełnymi entuzjazmu słowami: „A Pan mi powiedział!” (przepraszam, a kto to rozeznał?), albo „Wiesz, dziś poruszyło mnie słowo…”. Są dla nas prawdziwym do bólu papierkiem lakmusowym, obnażającym naszą letniość i dlatego reagujemy na nich wszystkowiedzącym, zniecierpliwionym wzruszeniem ramion.
Wiecie, że pamiętam z tej rozmowy sprzed dwudziestu lat niemal każde zdanie? Może dlatego, że nikt dotąd nie „mówił do mnie Biblią”?
– Widzę, jak Bóg wyprowadza mnie z Egiptu, przeprowadza przez pustynię – opowiadał mi w „Radykalnych” Dziki – Moja historia przypomina trochę historię Jakuba, który siłował się z Bogiem nad brzegiem rzeki Jabbok. Mówił: «Nie puszczę Cię, dopóki mi nie pobłogosławisz». A kim był Jakub? Wiercipiętą! Tu coś zachachmęcił, tu komuś żonę poderwał, uciekał przed swoim krewniakiem. Przeprawił przez Jabbok swoje żony, swoje dzieci i trzody, czyli to, co dawało mu bogactwo i poważanie i wrócił po jakieś pierdołki, po jakieś nieważne puzderka. I tego było już dla Pana Boga za dużo i sieknął (śmiech). I zobacz: dla niego było to błogosławieństwem! Człowiek, który miotał się przez całe życie, odnalazł sens. W tym obrazie widzę siebie. Nigdzie nie zaznałem miejsca: uciekłem z domu, jeździłem tu, jeździłem tam, robiłem setki rzeczy. I nagle w moim życiu pojawił się Bóg”.
Rozmawiałem niedawno z przyjacielem, kapłanem, który od lat zajmuje się kierownictwem duchowym. „Wiesz, co mnie boli? – powiedział – Że my, podobno „katolicki naród” nie rozmawiamy przy stole o Ewangelii. Gadamy o PIS–ie, o. Rydzyku, pandemicznych obostrzeniach w świątyniach i wszystkich innych okołokościelnych tematach, ale nie o ośmiu błogosławieństwach, czy słowach Jezusa, które ostatnio nas dotknęły. Nie dotykamy serca Ewangelii!”.
Marcin Jakimowicz