O pustoszejących seminariach i oczyszczeniu Kościoła mówi o. Józef Augustyn SJ.
Jacek Dziedzina: Dawniej wstąpienie do seminarium duchownego było traktowane w kategoriach prestiżu. Patrząc na spadającą liczbę osób decydujących się na tę drogę, można powiedzieć, że dziś to raczej wyraz odwagi?
O. Józef Augustyn SJ: Spadek liczby seminarzystów ma wiele przyczyn. Wpływ mogą mieć takie czynniki jak demografia czy laicyzacja, a z nią ochłodzenie klimatu wiary w rodzinach i parafiach. Dawniej wiele matek modliło się o powołanie kapłańskie dla synów. Tak rodził się klimat wiary wokół kapłaństwa. Pytanie, czy dzisiaj matki to robią. Bycie księdzem przestało być postrzegane jako rodzaj promocji społecznej. Wszystko to są czynniki ludzkie, które jakoś wpływają na pragnienie bycia księdzem, choć z czasem alumn z nich się oczyszcza.
Ujawniane nadużycia z udziałem duchownych nie wpływają na to osłabienie „motywacji”?
Z pewnością mają jakiś wpływ. Wstąpienie do seminarium jest dzisiaj niewątpliwie wyrazem odwagi. Jesteśmy jednak w przestrzeni wiary. Powołany czuje wewnętrznie, że to jest jego droga, że Bóg go woła. Kapłaństwo go pociąga wbrew temu, co o duchownych mówią media. Spotkałem księży, którzy – choć sami w dzieciństwie byli molestowani przez księży lub byli świadkami takiego zachowania – zdecydowali się na kapłaństwo. Łaska Boga i wiara człowieka są silniejsze od ludzkich czynników, także tych bardzo bolesnych.
Niektórzy księża mówią jednak, że dziś boją się wyjść w koloratce na ulicę.
To ich osobisty problem. Może boją się ludzi? Jeżeli mamy ochotę narzekać na to, jak ludzie nas traktują, winniśmy robić sobie rachunek sumienia, jak my ich traktujemy, jak się do nich odnosimy: w konfesjonale, w kancelarii. Jakie dajemy im świadectwo wiary, kultury osobistej, współczucia, bezinteresowności, czystości serca. Narzekanie księży na ludzi to znak oddalania się od nich. W moim odczuciu czasy, w których żyjemy, wymagają nowego modelu bycia księdzem. W okresie komunizmu bycie księdzem przybierało niekiedy charakter zaangażowania społecznego. Nie ma w tym nic negatywnego, ale tylko wtedy, gdy towarzyszy temu wielkie zatroskanie, by najpierw nieść ludziom Boga. W okresie zaborów księża angażowali się na rzecz niepodległości ojczyzny, ale towarzyszyła temu mistyczna wiara. Gdy w życiu księdza brakuje głębokiej wiary, jego zaangażowanie łatwo przybiera charakter społecznego realizowania siebie, dominuje indywidualizm, zabieganie o własną karierę. Tak rodzi się przekonanie, że z niższego stanowiska idzie się na wyższe; że z wyższego nigdy nie można „spaść” na niższe; że nie wolno dostać gorszej parafii, gdy było się w lepszej… Ten model księdza dziś się sypie. I to jest znak czasu. Jesteśmy w środku duchowej walki i zmagania o kształt naszego społeczeństwa, świata, cywilizacji. Nie można być naiwnym. To też trzeba rozumieć i nie płakać nad sobą, że trudno jest nam wyjść na ulicę w koloratce.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.