Cudem wschodnim nazwano niedawno przypomniany fakt, że chrześcijanie w Japonii przechowali wiarę mimo braku kapłanów i sakramentów przez 250 lat.
Cały ten czas Kościół katolicki był prześladowany przez władcę Tokugawę i jego następców. Święty Franciszek Ksawery rozpoczął zakładanie małych wspólnot, zarządzanych przez świeckich. Pod koniec XVI wieku było w Japonii około 220 tys. wiernych i tylko 40 kapłanów. Z czasem wierni zostali pozbawieni księży, sami przekształcili się w podziemne grupy słowa i modlitwy, dające sobie wzajemne wsparcie. Przez wszystkie te lata utrzymywało ich przy nadziei „Proroctwo katechisty Sebastiana o przyszłym zmartwychwstaniu Kościoła Chrystusowego”, książeczka autorstwa porwanego przez władcę Nagasaki ucznia i pomocnika portugalskiego misjonarza, który został ścięty. W proroctwie napisał: „Gdy minie siedem pokoleń, przypłynie czarna łódź z kilkoma spowiednikami. Wówczas ludzie będą mogli się spowiadać nawet co tydzień”. Odtąd ukrywający się katolicy oczekiwali kogoś wyposażonego we władzę odpuszczania grzechów. Wreszcie przybył do nich wysłany przez papieża Piusa IX ojciec Petitjean.
Prześladowania wybuchły po skończeniu Soboru Trydenckiego, który w 1563 roku postanowił, iż każdy katolik co najmniej raz do roku winien przystąpić do sakramentu pokuty, umrzeć w stanie grzechu oznaczało bowiem skazać się na wieczne piekło. W ciężkich czasach chorzy i umierający obawiali się odchodzić bez przebaczenia grzechów. Misjonarze jezuici uczyli ich zatem: pojednanie człowieka z Bogiem może dokonać się dzięki prawdziwej skrusze. Toteż gdy zabrakło kapłanów, dopuszczono praktykę tego typu, że gdy ktoś wykazał szczerą skruchę, to znaczy głęboko żałował za swe grzechy, mógł spodziewać się miłosierdzia u Boga, natomiast prawdziwą spowiedź należało przełożyć do momentu, aż będzie dostępny kapłan. Gdy wypadała dłuższa podróż, wybuchała wojna albo jakiś lokalny konflikt, a nie było kapłanów, można było uzyskać pojednanie z Chrystusem pod warunkiem gotowości do jak najszybszego wyspowiadania się, gdy tylko nadarzy się taka okazja. Ułożono nawet specjalną modlitwę, nazwaną po japońsku „Orasho” (z łacińskiego oratio), którą odmawiano codziennie. Dawała ona ludziom wielką pociechę. Gdy zdarzyło się, że cesarscy urzędnicy zmuszali chrześcijan do deptania obrazu Chrystusa, a ci ulegali naciskom despoty, po powrocie do domu bezzwłocznie odmawiali oni „Orasho” z nadzieją, że kiedyś pojawi się w ich życiu spowiednik i odpuści im w imię Boga wszystkie grzechy. Przez te lata wierzyli oni, że pewnego dnia Kościół zmartwychwstanie. Przetrwali, bo przechowywali wspomnienie dawnych sakramentów, zwłaszcza sakramentu pokuty. „Dzieci moje, piszę do was, że gdyby nawet ktoś zgrzeszył, mamy Rzecznika u Ojca – Jezusa Chrystusa sprawiedliwego. On jest ofiarą przebłagalną za nasze grzechy”. •
ks. Robert Skrzypczak