O miłości do mamy, odchodzeniu i z martwych wstawaniu opowiada ks. Roman Siatka MSF.
Barbara Gruszka-Zych: Ledwie były święta Bożego Narodzenia, a już Wielkanoc. Jak niedaleko od urodzin do śmierci, ale i zmartwychwstania.
Ks. Roman Siatka: W Piśmie Świętym czytamy, że życie nieustannie przeplata się ze śmiercią, dobro ze złem, sukces z porażką. Podobnie jest u mnie. Po chwilach radości w rodzinie z powodu przyjścia na świat dziecka nastały smutek i żałoba. Pół roku temu zmarł mój tata, a miesiąc temu – mama. Ich odejście w tak krótkim czasie było bolesne. Widać Bóg miał jednak dla mnie inny plan – chce mnie dalej poprowadzić już bez ziemskich rodziców.
Czytając rodowód Jezusa w Biblii, uświadamiamy sobie, że stale trzeba się zaprawiać w przemijaniu.
Tak, ale nie jesteśmy w tym ani pierwsi, ani sami. Życie ciągle uczy nas czegoś nowego, a my uczymy innych. Może się okaże, że moje trudne doświadczenie będzie dla kogoś pomocne za 20 lat? W Biblii wśród informacji o przemijających pokoleniach jest też Dobra Nowina, że narodzi się Zbawiciel, w którym śmiertelni znajdą pełnię istnienia. Bo życie stale się zmienia, ale nigdy się nie kończy.
Kto tak poważnie o tym myśli?
Niestety, niewielu. Ludzie troszczą się o dobrą pracę, dobry dom, dobrą pensję, dobre auto. Kiedy im mówię o przygotowaniu do dobrej śmierci, nie chcą słuchać, twierdzą, że to ich nie dotyczy. Mówienie o śmierci psuje im humor.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.