Ostatnio coraz więcej dyskutuje się o tzw. bezwarunkowym dochodzie podstawowym. Miałby on polegać na bezwarunkowym wypłacaniu przez państwo każdemu obywatelowi kwoty odpowiadającej jego minimalnym potrzebom życiowym. Maciej Kalbarczyk (GN nr 9/2021) bezstronnie zebrał argumenty za takim rozwiązaniem i przeciw niemu. Ja zaś uważam, że rozwiązanie to byłoby demoralizujące, niesprawiedliwe i nieekonomiczne.
08.03.2021 07:56 GOSC.PL
Bezwarunkowy dochód podstawowy (tzw. BDP), który w Polsce wynosiłby obecnie 1200 zł miesięcznie, byłby demoralizujący, gdyż zniechęcałby ludzi do pracy. Z pewnością większość obywateli nie zadowoliłaby się tą kwotą i nadal by pracowała. Sam fakt istnienia BDP stanowiłby jednak czytelny sygnał antywychowawczy: możesz w ogóle nie pracować, a i tak będziesz żył; gdy zaś będziesz pracować niekiedy lub w wolnym czasie (albo będziesz kombinować), będziesz żył trochę lepiej. Święty Paweł nauczał: „Kto nie chce pracować, niech też nie je” (2 Tes 3,10). Zwolennicy BDP nie znają tej mądrości i chcą wypłacać „pieniądze za nic”. Zapominają, że dawanie pieniędzy za absolutne nic nie jest rzeczywistą miłością bliźniego. Przypomina raczej miłość rodziców, którzy dają swemu dziecku wszystko, niczego od niego nie wymagając. Moralne i pozamoralne skutki takiego „wychowania” muszą być opłakane.
Czytaj też:
BDP jest nie tylko demoralizujący – jest też ze swej natury niesprawiedliwy. Niesprawiedliwość ta polega na tym, że BDP opiera się ostatecznie na zasadzie, że im mniej lub gorzej pracujesz, tym bardziej jesteś finansowo nagradzany przez państwo – a im więcej lub lepiej pracujesz, tym bardziej jesteś przez państwo finansowo karany. Oczywiście, państwo jest tu tylko pośrednikiem dziwnej transakcji, w której więcej lub lepiej pracujący opłacają pracujących mniej, gorzej lub wcale. Pieniądze przecież nie biorą się znikąd, tylko powstają z pracy, a za pomocą podatków przechodzą z jednych kieszeni do drugich.
Ktoś słusznie zauważy, że większa lub lepsza praca nie zawsze przekłada się na większe zarobki lub zyski. O tych drugich decydują różne czynniki, także te niezależne od naszej pracowitości i roztropności. Co więcej, są ludzie, których specyficzne talenty nigdy nie zostaną docenione przez rynek; są też ludzie, którzy po prostu nie mogą pracować. To prawda, ale pomoc tym, których dotknęła niesprawiedliwa loteria losu, nie może dokonywać się niesprawiedliwymi środkami. W gronie beneficjentów BDP znajdą się bowiem zarówno ci, którzy zarabiają mało (lub nie zarabiają nic) z lenistwa, jak i ci, którym dzieje się źle nie z ich winy. Sprawiedliwością jest pomóc tym drugim, lecz nie tym pierwszym.
Przy okazji wyjaśnijmy, że właśnie rzetelna sprawiedliwość odróżnia takie programy jak 500+ od idei BDP. 500+ można bowiem zinterpretować jako wypłatę dla dzieci, które ze swej natury nie tyle nie chcą, ile nie mogą pracować, bądź jako wypłatę dla rodziców, którzy utrzymując i wychowując dzieci, pracują i ponoszą koszty na rzecz przyszłości społeczeństwa. BDP ma zaś objąć wszystkich, także tych, którzy mogą, lecz nie chcą pracować oraz nie ponoszą żadnych kosztów na rzecz innych.
I ostatni – ekonomiczny – argument przeciw BDP. Wystarczy chwila refleksji, by zrozumieć, że wprowadzenie BDP doprowadzi wcześniej lub później do katastrofalnego kryzysu ekonomicznego. Przecież, jak już zaznaczyłem, w wyniku BDP pieniądze przejdą z kieszeni tych, którzy chcą i potrafią je zarabiać, do kieszeni tych, którzy zarabiać ich nie chcą lub nie potrafią. Mniejsza o to, że podczas tej wędrówki trochę tych pieniędzy zginie oraz że – jak uczy doświadczenie – niezapracowanych pieniędzy się nie szanuje, a więc wydaje je się źle. Najgorsze natomiast jest to, że na tej operacji stracą właśnie ci, którzy – dzięki swej pracowitości, sprytowi i szczęściu – umieją zarabiać. A gdy stracą, będą mieli mniej pieniędzy, by inwestować. Tym samym będą mieli mniej pieniędzy, by tworzyć kolejne przedsięwzięcia, produkować, dawać nowe miejsca pracy. Długofalowymi konsekwencjami BDP muszą więc być: zatrzymanie rozwoju gospodarczego, spadek produkcji, bezrobocie, a w końcu brak pieniędzy na… BDP. BDP jest ekonomicznie zły, gdyż zjadając uczciwie zapracowane pieniądze, zjada gospodarkę i samego siebie. Gdy państwo będzie dawać pieniądze za nic, to nie zostanie mu po prostu… nic.
Dobrze, że GN podjął temat BDP. Z jednej strony ociera się on o ekonomiczną fantastykę. Z drugiej strony jednak, gdy dołączy się do niej polityka, sprawy mogą stać się groźne. Prawdopodobnie lewica zaciągnie BDP na swe sztandary, czyniąc z niego opakowanie dla projektowanej rewolucji obyczajowej i kulturowej. Być może hasło BDP pomoże jej wygrać wybory – tym razem głosami nie proletariuszy, lecz próżniaków. Na szczęście, w dalszej perspektywie czasowej BDP zje i samego siebie, i wspomnianą rewolucję. Skutki obu zjawisk społeczeństwo jednak będzie odczuwało długo. Tak się dzieje, gdy ulegamy mirażom i odrywamy się od zdroworozsądkowego poznania natury ludzkiej.
Jacek Wojtysiak