Jeśli „Lewy” utrzyma obecną skuteczność w lidze, pobije wreszcie rekord Niemca. Oby ta wiosenna skuteczność zapowiadała formę w lecie.
Bayern Monachium rozbił w sobotę drużynę z Kolonii 5:1, a polski napastnik dopisał kolejne dwa gole do swojej imponującej listy trafień. W tym sezonie ma już na koncie 28 bramek strzelonych w Bundeslidze. I następne 11 szans na powiększenie tego dorobku. A może nawet na pobicie rekordu, o którym mówi się od paru lat. Mowa o rekordzie strzeleckim Gerda Müllera, mistrza świata z 1974 r. i strzelcy gola w słynnym „meczu na wodzie”, którym to pozbawił szans na mistrzostwo drużynę Kazimierza Górskiego.
Ale wyczyn, którego pobicia może być niedługo bliski Robert Lewandowski, miał miejsce dwa lata przed wspomnianym mundialem. W sezonie 1971/1972 Müller zdobył w Bundeslidze 40 goli. I do dziś nikomu nie udało się przebić tej, nieco kosmicznej, liczby trafień. Od paru sezonów w jej orbicie porusza się właśnie „Lewy”. Ktoś policzył, że średnia zdobywanych przez niego w tym sezonie bramek wskazuje na to, że – jeśli oczywiście Polak ową średnią utrzyma – na mecie sezonu Lewandowski odnotuje 41 goli. Póki co to tylko statystyka. Czyli wciąż wielka niewiadoma. Ale też dobra okazja, by w skrócie porównać dokonania obu – niemieckiego i polskiego – superstrzelców.
Spokojnie, polski napastnik w paru statystycznych rubrykach wyprzedza Niemca. Na przykład nie udało się nikomu wcześniej zdobyć na tym etapie niemieckiego sezonu aż 28 goli, czego „Lewy” dokonał właśnie wczoraj. Oczywiście mniejsze rekordy (chociaż, czy wolno przy tak niesamowitych osiągnięciach używać słowa „mniejsze”?) można by jeszcze długo ciągnąć... Może tylko jeden przykład: Lewandowski to przecież zdobywca najszybszego hat-tricka w historii Bundesligi (sześć lat temu potrzebował na to 4 minuty w pamiętnym meczu z Wolfsburgiem).
O tym, czy rekord Müllera zostanie pobity, dowiemy się najpóźniej 22 maja, po ostatnim meczu ligowym. Nas bardziej interesują wydarzenia czerwcowe – mistrzostwa Europy, na których Lewandowski z oczywistych powodów nie spotka się na boisku z Müllerem... Lecz może nadarzy się okazja do symbolicznego rewanżu za bramkę w mistrzostwach świata w 1974 roku?
Na boisku Müller – poza niesamowitą intuicją strzelecką w polu karnym – raczej nie przypominał najlepszego polskiego napastnika. Był niski i krępy. Rzadko wracał w głąb boiska, czekał pod bramką na swoją okazję. Stefan Szczepłek pisze w pierwszym tomie „Mojej historii futbolu”: „Franz Beckenbauer żartował, że kiedy drużynie nic się nie udawało, należało tylko kopnąć piłkę do przodu. – Tam stał Gerd, a on już wiedział, co zrobić. Żadna taktyka nie była mu potrzebna”. W minionych 40 latach w futbolu wiele się jednak zmieniło. Piłkarskich pojedynków raczej nie wygrywa się dziś w pojedynkę. O szalone rekordy bramkowe też jakby trudniej. No i ważniejsze (cenniejsze) są te gole, które przynoszą zwycięstwa. Najlepiej zaś, czego życzymy polskiemu kapitanowi, jeśli można osiągnąć jedno i drugie.
Piotr Sacha Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu” od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”.