O tym, jak osoba z niepełnosprawnością odnajduje się w życiu publicznym, opowiada Jan Filip Libicki.
Bogumił Łoziński: Poruszasz się na wózku inwalidzkim. Jak ludzie reagują na Twój widok? Zaciekawieniem, obojętnością, odwracają głowę, a może chcą pomóc?
Jan Filip Libicki: Odwracanie głowy czy jakieś dziwne zachowania to są obrazy z mojego dzieciństwa. Mam 50 lat, z takimi reakcjami spotykałem się 40, 35 lat temu, kiedy pojawiałem się w jakimś miejscu publicznym. Myślę, że przełom nastąpił po 1989 r. Pochodzę z małej miejscowości i wiem, jak było w latach dzieciństwa, i wiem, jak jest teraz, kiedy jestem senatorem w okręgu, który ma sześć powiatów i 29 gmin. W każdym powiecie i w prawie każdej gminie jest jakieś stowarzyszenie, które pomaga ludziom z różnymi niepełnosprawnościami. Teraz jest lepszy dostęp do nowoczesnego sprzętu, co powoduje, że w przestrzeni publicznej pojawia się np. więcej osób poruszających na wózku. Samo to, że jest kilku parlamentarzystów z niepełnosprawnościami, dowodzi, że zaszła zmiana. Dziś obecność kogoś na wózku w jakimkolwiek miejscu publicznym nie jest niczym zaskakującym.
Jaki masz rodzaj niepełnosprawności?
Mam mózgowe porażenie dziecięce. Różnie się to objawia, bo różny może być stopień tego schorzenia. Ktoś może mieć mniejszą sprawność ruchową, ja mam mniej sprawne ręce i nogi, a ktoś inny ruchowo może być sprawniejszy, choć nigdy nie jest tak, że w pełni, ale mieć problem z wysławianiem się, bo ma porażony ośrodek mowy. Są też ciężej chorzy, np. leżący, z utrudnionym kontaktem.
Rodzice wiedzieli o Twojej niepełnosprawności, nim się urodziłeś?
Nie. Dowiedzieli się, gdy urodziłem się w szóstym miesiącu ciąży. Porażenie mózgowe często zdarza się wcześniakom. Zważywszy, że działo się to 50 lat temu – miałem dużo szczęścia i opieki Opatrzności, że wyszedłem z tego żywy.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.