„Ten trzaskający ogień, który czujesz, kiedy wychodzisz ze statku kosmicznego, tam gdzie nikt wcześniej nigdy nie był” – pisano o nagraniach, w których brał udział. Ale to zdanie dobrze opisuje całość dokonań Chicka Corei.
O śmierci legendy jazzu nie dowiedzieliśmy się natychmiast. Co dla współczesnego świata, jak i odbiorcy mediów A.D. 2021, raczej nie cierpiącego zwłoki, bombardowanego tysiącami newsów dziennie, może wybrzmieć nieco symbolicznie. Odszedł reprezentant nie kultury pośpiechu, ale długiej frazy, głębokiej improwizacji.
Chick Corea zmarł we wtorek w wieku 79 lat. Cierpiał na rzadką odmianę nowotworu. Na jego fanpage’u czytamy przesłanie dla miłośników jazzu i przyjaciół muzyków, jakie zostawił: "Pragnę podziękować wszystkim tym, których spotkałem na swojej drodze i którzy pomogli podtrzymywać muzyczny żar. (...) Moją misją zawsze było dawanie radości z tworzenia, gdzie się dało, i uczynienie tego ze wszystkimi artystami, których podziwiam – to była bogactwo mojego życia”.
Corea zdobył 23 Nagrody Grammy. Szukał nowych dróg improwizacji, wolności jazzowej wypowiedzi. Przeszedł niesamowitą wędrówkę przez klasykę, free jazz, awangardę, fusion, klimaty latynoskie... Zaczarował swoich wiernych fanów popisami solo, ale też odnajdywał swoje miejsce (absolutnie nie do zastąpienia) w kilkunastoosobowych projektach nagrań. Wspominając tę wędrówkę – ale też wracając do pytania o definicję jazzu, pytania powracającego właściwie od początku istnienia gatunku – nasuwa się zdanie legendy legend, czyli Louisa Armstronga: „Bracie, nigdy nie dojdziesz do tego, co to właściwie jest...”. Długo przed rewolucją fusion, bo w 1956 zakończył tym zdaniem książkę „U brzegów jazzu” Leopold Tyrmand (Man when you got to ask what is it, youll never get to know...).
„Jeśli Hancockiem się podnieca, McCoy Tynerem wybija rytm, Jarretem smakuje, to Coreą się tańczy” – napisał dziś na swoim profilu facebookowym Jan Ptaszyn Wróblewski. „On potrafił nie tyle uwodzić słuchaczy, co porywać. No, niestety teraz już tylko z nagrań” – stwierdził nestor polskiego jazzu tuż po informacji w mediach o śmierci amerykańskiego pianisty.
Nie bardzo w to jeszcze wierzę, ale zewsząd spływają potwierdzenia, że zmarł Chick Corea. Przez 40 z górą lat zaliczany...
Opublikowany przez Ptaszyn Czwartek, 11 lutego 2021
Z trójki gigantów jazzowej klawiatury – Chick Corea, Keith Jarret, Herbie Hancock – na żywo usłyszeć można już tylko tego ostatniego. W lipcu Hancock rozpocznie europejską trasę. Polski co prawda nie ma na tej całkiem długiej liście szczęśliwców. Najbliżej nas będzie w Niemczech. O smutnych doniesieniach w sprawie Jarretta pisaliśmy jesienią minionego roku („Głuchy fortepian Jarretta”). Pianista wyznał, że po przebytych udarach raczej już nie usiądzie przy fortepianie. – Teraz nie czuję, jakbym był pianistą – puentował w dość bolesnym tonie.
Można powiedzieć, że po śmierci Chicka Corei powstała w muzyce jazzowej wyrwa. Był on jednym z pionierów fusion, stylu będącego fuzją jazzu i rocka, akustycznego grania oraz elektrycznego i elektronicznego instrumentarium. Konkretniej, Corea brał między innymi udział w nagraniu płyty Milesa Davisa „In A Silent Way” (właśnie minęły 52 lata od wydania) i kolejnej, „Bitches Brew”. Szybko nowy nurt dla wytwórni muzycznych stał się żyłą złota, dzięki możliwości dotarcia do szerszej publiczności niż w przypadku klasycznego jazzu. Ralph J. Gleason, współzałożyciel magazynu „Rolling Stone”, pisał w tamtym czasie, że muzyka nigdy nie będzie taka sama po „In A Silent Way” i po „Bitches Brew”. Swoje wrażenia opisał w ten sposób: „Ten trzaskający ogień, który czujesz, kiedy wychodzisz ze statku kosmicznego, tam gdzie nikt wcześniej nigdy nie był”. To zdanie napisano pół wieku temu z myślą głównie o wielkim Milesie, ale dziś dobrze opisuje całość dokonań wielkiego Chicka.
Zobacz jedno z ostatnich nagrań improwizującego Chicka:
Chick Corea Livestream Day 32 Piano Improvisation Landscape
Piotr Sacha Dziennikarz, sekretarz redakcji internetowej „Gościa Niedzielnego”. Jest absolwentem socjologii na Uniwersytecie Śląskim oraz dziennikarskich studiów podyplomowych w Wyższej Szkole Europejskiej w Krakowie. Były korespondent Katolickiej Agencji Informacyjnej w Katowicach. W „Gościu” od 2006 roku. Wieloletni redaktor „Małego Gościa Niedzielnego”.