Porozumienie nuklearne z Iranem, zerwane przez Donalda Trumpa, ma szansę wrócić do życia. Właściwie należałoby zapytać: dla kogo szansę, dla kogo ryzyko? I co Kowalskiemu znad Wisły z wiedzy o problemach państwa ajatollahów?
Odbiór tematyki bliskowschodniej w naszej szerokości geopolitycznej sprowadza się, z grubsza, do dwóch modeli: albo całkowitego lekceważenia (to „za daleko”, żeby włączać emocje), albo patrzenia na Bliski Wschód głównie przez amerykańskie okulary (zły Iran kontra reszta świata). Ten drugi model jest do pewnego stopnia zrozumiały: każdy, kogo sprawy międzynarodowe interesują, potrzebuje jasnych kryteriów, według których chciałby postrzegać sojusze, wrogów i oceniać decyzje poszczególnych stron. W praktyce to dużo bardziej zawiłe. A w przypadku relacji amerykańsko-irańskich, zwłaszcza w odniesieniu do programu nuklearnego Iranu, zawiłe jeszcze bardziej. Czy orientacja na tym terenie jest ważna z punktu widzenia przeciętnego Polaka i polskiego państwa? Otóż jest powód, dla którego powinniśmy śledzić uważnie losy tych napięć: rola USA w rozgrywkach bliskowschodnich to dla nas z jednej strony barometr pozwalający oceniać własne bezpieczeństwo, z drugiej – lekcja, jak sprawnie balansować między postawą „wiernego sojusznika” a poczuciem własnej godności, która nie powinna sprowadzać sojuszniczych zobowiązań do serwilizmu i oddawania własnej suwerenności.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.
Jacek Dziedzina