Zapisane na później

Pobieranie listy

Archeologia pamięci

Pamięć to uznanie dziedzictwa. Pomaga nam się odnaleźć.

Andrzej Nowak

|

GN 05/2021. Otwarte

dodane 04.02.2021 00:00

Kim jesteśmy bez pamięci? Trzy nowe, warte uwagi filmy pomagają szukać odpowiedzi na to pytanie. Małgorzaty Szumowskiej „Śniegu już nigdy nie będzie”, polski kandydat do Oscara, przedstawia krajobraz bez pamięci: wielkie osiedle luksusowych identycznych dworków potworków bez gustu, jakie budują nienasyceni deweloperzy dla elit III RP. Reżyserka z pewnym współczuciem dla swoich bohaterek opisuje kamerą przejmującą pustkę ich życia. Są w niej jogging, rowerek, siłownia, seks albo pieski, które zastępują relacje z ludźmi. Nie ma wiary. Są zastępcze mody, jak zabawa w Halloween, w której uczestniczą dorośli udający dzieci. Gdzieś w tle choinka, na której trzeba zawiesić kolorowe lampki. Jest tylko chwila, którą żyją mieszkańcy osiedla, chcą z niej wypić, ile się da i jak najszybciej. Odwracają się od śmierci, która i tak przychodzi. Bez pamięci, bez historii, bez kultury – czyli pracy pokoleń, która może nas duchowo wzbogacić, jeśli tylko tę pracę podejmujemy z pietyzmem. Tak to jest u nas? Konieczne są masaże – na zmęczone kręgosłupy, na stres, na bezsens. Tylko masażysta imigrant z Prypeci ma swoją pamięć – po Czarnobylu. Czarodziej ze Wschodu, zawsze otaczanego mistyczną aurą u tych, którzy odcięli się od własnych kulturowych korzeni – to jedyna nadzieja? Bardzo smutna komedia.

Agnieszka Holland także rywalizować będzie o Oscara swym najnowszym filmem, tyle że jako reprezentantka kinematografii czeskiej. Jej „Szarlatan” to tradycyjnie opowiedziana historia niejakiego Mikoláška, zielarza uzdrowiciela z Rokycan. Swoimi metodami leczył setki tysięcy ludzi w przedwojennej republice, potem, pod niemiecką okupacją, m.in. samego szefa kancelarii III Rzeszy Martina Bormanna, a po komunistycznym „wyzwoleniu” prezydenta Antonina Zapatockiego. Tu pamięci nie brakuje, jakby Czesi lepiej o nią dbali (w filmie na pewno lepiej im się to udaje niż w Polsce po 1989 roku). To jest pamięć korzeni, tradycji czeskiej prowincji. Prowincja jest dobra, w każdym razie nie ma powodu, by się jej wstydzić. Ona daje bohaterowi siłę i wiarę (także, paradoksalnie, tę religijną, chrześcijańską), by swój dar leczniczy traktować jak misję. Jest tu też pamięć – przywołana z całą prawdziwą grozą – komunistycznego systemu: niszczącego ludzi i ich sumienia. Ostateczna rozprawa z Mikoláškiem po śmierci jego najwyżej postawionego pacjenta, brutalne śledztwo, upodlenie – to lekcja historii. Tak przydałaby się dzisiejszym wyznawcom komunistycznej mody, która odradza się wśród części młodszego pokolenia: tego z amputowaną w III RP pamięcią o PRL, o czasach Bieruta, Bermana i Moczara. Niestrawna piguła politycznej poprawności dodana do tego filmu – agresywnie pokazany wątek homoerotyczny – być może ma równoważyć gorzką pigułkę pamięci o doświadczeniu życia w prawdziwym totalitaryzmie.

Tematem trzeciego filmu jest archeologia, czyli przemijanie ludzi i trwanie materialnych śladów oraz cierpliwa praca, by odkryć w owych śladach naszych przodków; dążenie do odnalezienia swojego miejsca w czasie, wśród pokoleń. To osnowa najnowszego, wyemitowanego w końcu stycznia przez Netflix filmu australijskiego Simona Stone’a „Wykopalisko” (The Dig). Oparta jest na prawdziwej historii odkrycia w latach 1938–1939 anglosaskiego skarbu z VI wieku na prywatnej posesji we wschodniej Anglii. Narracja filmu toczy się w cieniu nadciągającej wojny i jasno przypomina – poprzez rozmowy archeologów, komunikaty radiowe – kto na kogo wtedy napadł: Niemcy (nie żadni naziści) na Polskę. Warszawa jest bombardowana przez sąsiadów. A nie Warszawa bombarduje sąsiadów… Jakoś tak naturalnie to wychodzi. Nie ma z tym problemu, jaki przypomnienie tych prostych faktów wywołuje w dzisiejszej „kulturze” polskiej. Istotny problem, jaki odkrywa film, jest oczywiście gdzie indziej: w poszukiwaniu sensu i znaczenia indywidualnego życia ludzkiego w przemijaniu. Przepięknie jest to sfilmowane i zagrane (dodać warto, że również w filmach Szumowskiej i Holland aktorstwo jest najwyższej próby). Dyskretnie ukazane pragnienie miłości i poczucie służby czemuś większemu od jednostkowych apetytów splatają się wokół symbolu pamięci. Jest nim w owym filmie wielka łódź, zakopana ze skarbami i prochami ludzkimi, odkryta z szacunkiem przez dwoje głównych bohaterów po 1500 latach. Uznają tę łódź i jej duchową zawartość za swoje dziedzictwo. Materialne przekazują do muzeum.

Pamięć to uznanie dziedzictwa. Przejmująco przedstawił w ostatnich latach ten wybór, jako etyczny obowiązek, wielki rosyjski pisarz Siergiej Lebiediew w powieści „Granica zapomnienia”. Mierzy się w niej z dziedzictwem zła, spychanego w niepamięć – dziedzictwem Gułagu w swojej ojczyźnie. I odkrywa, że pamięć nawet jednego człowieka nie jest nędzną łódką, ale arką. Ocala przed potopem zapomnienia. I oprawców, i ofiary. I tych, którym jesteśmy winni wdzięczność. Pomaga nam się odnaleźć.•

1 / 1
oceń artykuł Pobieranie..