Solidarność państw UE odrzucających ideologię gender – to nakaz polskiej racji stanu.
Sprawa genderowej konwencji stambulskiej ciągle budzi sprzeciw, również w Unii Europejskiej. Nie ratyfikowało jej sześć państw UE (państwa wyszehradzkie oprócz Polski, Litwa i Łotwa oraz Bułgaria). Niektóre z nich wprost powołując się na swe narodowe konstytucje. Niestety, nie ma wśród nich Polski, mimo że od pięciu lat rządzi obóz, który jej przyjęciu był deklaratywnie przeciwny. Warto też przypomnieć, że w momencie polskiej ratyfikacji, w okresie rządu premier Kopacz, nie ratyfikowało jej jeszcze większość państw Unii. Prymusem może nie byliśmy, ale prawie.
Władze Unii Europejskiej naciskają na ratyfikację konwencji, choć (po pierwsze) w ogóle nie powinny bezpośrednio angażować się w tę sprawę, a (po drugie) w odniesieniu do różnic – powinny prezentować podejście szanujące uprawnione stanowiska wszystkich krajów, większości i mniejszości. Tego wymagałaby jedność europejska. Jeszcze bardziej domaga się tego polska racja stanu, chodzi bowiem o działanie władz unijnych zgodnie z (rzadko przywoływaną, a przecież obowiązującą) zasadą przyznania, upoważniającą Unię Europejską do zajmowania się wyłącznie kwestiami delegowanymi na nią przez państwa. Zasada ta wyłącza z obszaru kompetencji Unii na przykład narodowe edukacje. Chodzi więc o europejską praworządność. Choćby z tego względu powinniśmy stanąć obok Węgier, Słowacji i innych, odrzucających konwencję, krajów Środkowej Europy, bo na nich właśnie władze Unii testują możliwość sięgania po nienależne kompetencje. Wypowiedzenie genderowej konwencji stambulskiej jest nie tylko najmocniejszym sposobem wsparcia tych państw, ale konieczną reakcją w obronie godnego miejsca w polityce europejskiej dla wszystkich, a przede wszystkim dla Polski i naszych wartości.
Jest też wzgląd bardziej bezpośredni: solidarność państw identyfikujących się z prawami rodziny. Wypowiedzenie konwencji powinno być (mówi o tym wyraźnie projekt obywatelskiej ustawy deratyfikacyjnej) wstępem do zawarcia w gronie państw nie-genderowych Międzynarodowej Konwencji Praw Rodziny. Jest ona potrzebna Polsce i Europie, ale szczególnie – naszej polityce na forum Unii Europejskiej. To tam bowiem systematycznie kwestionowane są nasze podstawowe wartości. Ostatnio choćby w antypolskiej rezolucji aborcyjnej, która zaatakowała całe chroniące życie orzecznictwo polskiego Trybunału Konstytucyjnego, również z czasów profesorów Zolla i Rzeplińskiego.
Proponowana Międzynarodowa Konwencja Praw Rodziny to nie tylko odpowiedź na konwencję stambulską, ale również instrument wspólnego stanowiska w sprawach moralno-‑ustrojowych na forum Unii i w innych międzynarodowych organizacjach, od Rady Europy po Światową Organizację Zdrowia. Polska, największe państwo Europy Środkowej, i piąte państwo UE, nie może w polityce międzynarodowej uprawiać slalomu uników i usprawiedliwień. Potrzebujemy trwałej koalicji państw prorodzinnych, bez której jesteśmy skazani na postępującą presję i moralną izolację.
W konsolidującym się na nowo, po zmianie władz USA, liberalnym świecie będzie coraz mniej miejsca dla Polski i naszych wartości, jeśli nie zbudujemy sobie tego miejsca sami, wspólnie z tymi, którzy nasze wartości podzielają. Gdy to zrobimy – dodatkowym wsparciem może być dla nas chrześcijańska opinia we wszystkich krajach Europy, również tam, gdzie jest w mniejszości. Bo przecież tam jest również.
Czas więc, by polityka przestała służyć ambicjom polityków, a przypomniała sobie starą Tomaszową zasadę, że dobro narodu wynika wprost z tego, co stanowi istotne dobro człowieka z życiem, rodziną i wychowaniem na czele. Jeśli chcemy zaś prowadzić normalną politykę zagraniczną, bez kompleksów i powracających konfliktów – pora oprzeć ją po prostu na zasadach cywilizacji chrześcijańskiej. Nie możemy naszej najgłębszej tożsamości traktować jako folkloru wyborczego, nie może ona w polskiej polityce spełniać takiej roli, jak disco polo w TVP. W czasie obchodów 1050. rocznicy chrztu Polski Andrzej Duda mówił, że „cywilizacja chrześcijańska [jest] tworem dojrzałym, uniwersalnym, wywierającym przemożny wpływ na całą ludzkość. Nie jest skamieliną. Wciąż organicznie się rozwija”. Mamy wyjątkową okazję, by nadać realny sens temu państwowemu orędziu Prezydenta Rzeczypospolitej.•
Marek Jurek