Rozpoczyna się kolejny Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan. Czy w kraju, w którym (poza niewielkimi obszarami) łatwiej spotkać na ulicy katolika lub post-katolika niż prawosławnego lub protestanta, może on mieć sens więcej niż symboliczny? Czy konsekwentny katolik potrzebuje ekumenizmu?
18.01.2021 15:27 GOSC.PL
Oczywiście, tydzień ekumeniczny jest potrzebny: jako znak zbliżania się do jedności chrześcijan, jako inspiracja do spotkania i wspólnej modlitwy, jako okazja do okazania wzajemnej życzliwości między chrześcijanami – bez względu na to, do jakiej wspólnoty należą i jak ona jest liczna. Jednak z punktu widzenia przeciętnego polskiego katolika ekumenizm jest czymś odległym, a nawet niebezpiecznym. Czy w takim razie warto go zachęcać do zainteresowania chrześcijanami innych wyznań?
Z pewnością życzliwość wobec naszych sióstr i braci, z którymi – pomimo wielu różnic – łączy nas wiara w Chrystusa, należy do naszych obowiązków. Jan Paweł II uczył jednak, że nie jest to tylko obowiązek i że spotkanie z nimi może nas ubogacać. A właśnie ta potrzeba duchowego ubogacenia może stać się istotnym impulsem ekumenizmu. Dlaczego?
Jan Paweł II napisał w encyklice Ut unum sint („Aby byli jedno”): „Kościół już został dany i dlatego żyjemy już teraz w czasach ostatecznych. Elementy tego Kościoła już nam danego istnieją „łącznie i w całej pełni” w Kościele katolickim oraz „bez takiej pełni” w innych Wspólnotach, w których pewne aspekty chrześcijańskiej tajemnicy są czasem ukazane bardziej wyraziście” (nr 14). A potem dodał: „jako Kościół katolicki jesteśmy świadomi, iż wiele zyskaliśmy dzięki świadectwu i poszukiwaniom innych Kościołów i Wspólnot kościelnych, a także dzięki sposobowi, w jaki zostały w nich uwypuklone i są przeżywane pewne wspólne dobra chrześcijańskie” (nr 87).
Powyższe słowa zawierają ważną wskazówkę, jak katolik powinien przeżywać ekumenizm. Z jednej strony powinien on pamiętać, że Kościół katolicki zawiera „łącznie i w całej pełni” środki zbawienia. Z drugiej strony jednak nie może on zapominać, że niektóre z tych środków „są czasem ukazane bardziej wyraziście” w innych Kościołach lub Wspólnotach. Znaczy to, że roztropne korzystanie z bogactwa duchowego innych Kościołów może pogłębiać naszą obecność w Kościele katolickim. Mądry ekumenizm nie prowadzi do rozmycia naszej katolickiej tożsamości. Przeciwnie, może stać się pomocą do odkrycia w niej niezauważonego dotąd bogactwa.
Pamiętam mój pierwszy tydzień ekumeniczny. Nasz katecheta – ks. Lucjan Gruszczyński – zaprowadził nas wtedy do cerkwi. Pamiętam zachwyty ikonami, wielogłosowym śpiewem, atmosferą tajemnicy. Potem byliśmy w kościele ewangelickim, gdzie zapamiętałem tylko jedno: wielką – otwartą w stronę wiernych – Biblię. Rzucała się w oczy tak, jakby poza Nią nie było nic ważniejszego. I pamiętam słowa Księdza Lucjana, który mówił, że w niedzielę odnajdziemy w naszym kościele Liturgię i Biblię. Pierwszą mamy kochać tak, jak prawosławni; a drugą – tak jak protestanci. Po czym wziął do ręki gitarę, by zaintonować kolejną pieśń inspirowaną duchowością ruchów przebudzeniowych.
Wśród tych pieśni były też pieśni śpiewane po hebrajsku. Miały one nam przypomnieć, że – jak mówił Pius XI – „przez Chrystusa i w Chrystusie jesteśmy duchowym potomstwem Abrahama. Pod względem duchowym my wszyscy jesteśmy Semitami”. W ten sposób – w czasach, w których nie był jeszcze ustanowiony Dzień Judaizmu – odkrywaliśmy wspólne korzenie naszej wiary.
Jestem wdzięczny Księdzu Lucjanowi za tę ekumeniczną formację – formację, która uczyniła mnie bardziej katolikiem.
Jacek Wojtysiak