Gdy myślę o minionych świętach, jedno przychodzi mi do głowy: Emmanuel - Bóg z nami! Przychodzi z łaską swojej obecności. Mimo obostrzeń, pandemii, ograniczonych spotkań rodzinnych. On jest.
Świętowanie zaczynam od Adwentu. Na komodzie stawiam lampion. Mąż struga drewniane stojaki, kilka szyszek, orzechy, laska cynamonu i mamy już swój swój wieniec adwentowy. W pokoju dziecięcym, na ścianie wisi kalendarz. Kolorowy, z naklejkami, własnoręczny, mało instagramowy, ale najwspanialszy, bo nasz. Zaczynamy oczekiwanie.
Pierwsza niedziela Adwentu. Rano dzieci ze święcącymi oczami wybiegają z łóżek sprawdzić, co jest w kalendarzu. Mnie jakoś trudniej o entuzjazm. Ni z tego, ni z owego tracimy węch i smak. Doskonale wiemy, jaka może być konsekwencja tego, że nie czujemy perfum, a poranna kawa jest bez smaku. Dwa dni później odbieramy wyniki. Zaczynamy kwarantannę. Czekamy.
Jesteśmy tymi szczęśliwcami, którzy koronawirusa znoszą wyjątkowo łagodnie. Ba! Teraz po czasie, stwierdzamy, że kwarantanna staje się błogosławieństwem. Żyjemy wolniej, spokojniej. Mamy czas. Doświadczamy dobra. Dzwonek do drzwi. Pod drzwiami siatka z bochenkami chleba. Dzień później porcja wędlin, którą moglibyśmy podzielić jeszcze ze trzy rodziny. Siadamy z dziećmi i robimy ozdoby. Ozdób co najmniej na 3 choinki. Wieczorem łączymy się na parafialne roraty. Nie często się to udaje, dzieci wolą swoje zabawki. Czekamy.
Wigilia i Święta. Bardzo rodzinne, bardzo ciepłe, bardzo nasze. Mamy wszystko. Mamy co jeść (stół się ugina), gdzie spać (nowy komplet wypoczynkowy w salonie). Pod choinką prezenty, gwar rozmów, piski uśmiechniętych dzieci. Jesteśmy zdrowi. Pandemia nie odebrała nam niczego. Świętujemy z najważniejszymi osobami. Za kilka miesięcy nikt nie będzie pamiętał, co dostał pod choinkę, ale będzie pamiętał, z kim wtedy był.
Prezenty. Dzieciątko odpowiedziało na prośby dzieci i przyniosło zamówione przez nich prezenty. Mnie i mężowi często zostawiało bilet do teatru czy na koncert. W sytuacji pandemicznej zmienia trochę pomysł i robi przelew dla (nie)małego wojownika Maciusia. Drobna bożonarodzeniowa cegiełka.
Pasterka. Tylko w kościele trochę inaczej. Spoglądamy z mężem na wiernych. Garstka. Ale śpiew kolęd wybrzmiewa prawie równie mocno. No, może tylko maseczki trochę przeszkadzają.
Świąteczny spacer. Już ciemno. Idziemy pooglądać lokalne świecidełka. Dzieci ścigają się w liczeniu oświetlonych choinek. W tym roku jakby ich więcej niż zwykle. Może ludzie bardziej stęsknieni dobrych treści.
Internet. Mnóstwo tam bliższych i dalszych znajomych. I nieodłączne zdjęcia z choinką. Jestem zdecydowanie po ich stronie. Cudownie, że jesteście uśmiechnięci. Cudownie, że pokazujecie, jak u Was dobrze. Jesteście piękni! Szczególnie teraz, w czasie ogólnej kwarantanny pokażcie się, żebyśmy się nie zapomnieli.
Życzenia. W tym roku życzymy sobie zdrowia, zdrowia, jeszcze zdrowia i powrotu normalności. Tęsknimy, żeby bez strachu wyjść do sklepu, zamienić trzy słowa na klatce schodowej, do beztroskiej zabawy dzieci na placu zabaw. Życzmy sobie, żeby dystans społeczny nie przerodził się w dystans do drugiego człowieka.
I najważniejsze: Boża Dziecina. Gdy myślę o minionych świętach, jedno przychodzi mi do głowy. Emmanuel - Bóg z nami! Przychodzi z łaską swojej obecności. Mimo obostrzeń, mimo pandemii, mimo ograniczonych spotkań rodzinnych - On jest. A gdy On z nami, któż przeciwko nam?
Wieczór. Mąż pyta: "Jak święta?". Najlepiej!
***
Tekst przyszedł do redakcji gosc.pl w odpowiedzi na konkurs "Moje święta w pandemii"
Autorce, która otrzymuje pierwszą nagrodę, serdecznie gratulujemy!
Weronika Gańczorz