"Pomyślałem o ludziach. Katolicy są wyjątkowi, oni nam nigdy nie sprawiali problemów".
Alaksandr Łukaszenka opowiedział, jak podejmował decyzję o wydaniu zgody na powrót do ojczyzny arcybiskupa Tadeusza Kondrusiewicza, zwierzchnika białoruskich katolików. Jak podkreślił podczas spotkania z lekarzami, abp Kondrusiewicz nie jest niebezpieczny.
Pisaliśmy o tym:
Abp Tadeusz Kondrusiewicz po sfałszowanych wyborach prezydenckich wielokrotnie krytykował działania władz, w tym brutalność organów ścigania. Pod koniec sierpnia nie został wpuszczony do własnego kraju, choć posiada białoruskie obywatelstwo. Władze tłumaczyły to wówczas tym, że muszą sprawdzić, czy nie ma on drugiego obywatelstwa. W międzyczasie Alaksandr Łukaszenka kilkukrotnie oskarżał publicznie duchownego o to, że otrzymuje instrukcje z Polski.
Teraz pytany o to, jak doszło do wydania zgody na powrót arcybiskupa Kondrusiewicza, rządzący na Białorusi nic nie mówi o kwestii obywatelstwa. Zapewnia przy tym, że sprawa nie miała charakteru politycznego, a decyzję podjął w ciągu jednego dnia po spotkaniu ze specjalnym wysłannikiem Watykanu, arcybiskupem Claudio Gugerottim, który przekazał mu list od papieża Franciszka.
- Trzeba było tak zrobić, żeby wrócił do katolickich Świąt na Białoruś. Pomyślałem o ludziach. Katolicy są wyjątkowi, oni nam nigdy nie sprawiali problemów. […] I pomyślałem, że to będzie jakiś taki niewielki plus dla tych katolików i oni to docenią. A on, [Kondrusiewicz], w czym jest dla nas niebezpieczny? W ogóle - mówił w czasie spotkania z lekarzami.
W rezultacie arcybiskup Tadeusz Kondrusiewicz wrócił 24 grudnia na Białoruś. Odprawił w Mińsku 2 pasterki - po polsku i po białorusku.