O oglądaniu serduszka, oczekiwaniu i wielkim święcie opowiada s. dr Augustyna Milej, boromeuszka, ginekolog-położnik.
Barbara Gruszka-Zych: Jak reagują rodzice, kiedy pierwszy raz słyszą bicie serca swojego dziecka?
S. dr Augustyna Milej: Nie daję go słuchać… Kiedyś była na to moda, ale nie wiemy, czy fale Dopplera nie zaszkodzą maleństwu przed 12. tygodniem.
A kiedy można zobaczyć małego człowieka?
Od 9. tygodnia widać dokładnie jego głowę, rączki, nóżki. Ale rodziców wzrusza nawet malutka fasoleczka widoczna wcześniej na ekranie monitora.
Jak wygląda na nim serce?
To dwie małe, poruszające się kreseczki. Tam, gdzie widać mieszkanko, czyli pęcherzyk z wodami płodowymi, obraz jest czarny. Od ciałka dzieciątka fale się odbijają i w tych miejscach jest biały. Rodzice reagują na ten widok zachwytem, radością, czasem łzami. Mam wiele par czekających na dziecko bardzo długo, więc radość jest wielka.
Ile zdarza im się czekać?
Nieraz pięć, dziesięć lat. Dla niektórych dwa lata to już bardzo dużo, ale ostatnio po 14 latach przyszła na świat Karolinka. Mam kilka małżeństw, które adoptowały dziecko, a po latach urodziło się ich własne. Często dla szukających pomocy jestem kolejnym lekarzem.
I Siostra im pomaga?
Jak mi Pan Bóg pozwoli.
Prosi Go o to Siostra, lecząc?
Podczas pracy wysyłam takie „strzałki” do nieba: „Panie Jezu, pomóż!” albo: „Wymyśl coś!”. A moja ulubiona modlitwa brzmi: „Deszcz dzieci niech z nieba leci!”. Na pożegnanie błogosławimy sobie. Kiedy małżonkowie wychodzą z gabinetu, kreślę im krzyżyk na czole, a potem się schylam, prosząc ich o błogosławieństwo, żebym jakieś mądre rzeczy wymyśliła. Natchnieniem do modlitwy za moje pacjentki stał się dla mnie dr Phil Boyle, Irlandczyk, od którego uczyłam się naprotechnologii. W poniedziałek, wtorek, czwartek, piątek pracuje, a w środę ma dzień modlitw za pacjentki. Słysząc to, przeżyłam szok.
Siostra też się przecież modli.
Ale nawet będąc w klasztorze, nie poświęcam całego dnia na modlitwę. Słowa doktora zainspirowały mnie do tego, by więcej modlić się za moje pacjentki. Często proszę o pomoc współsiostry, a teraz mam szczęście pracować w przychodni bez antykoncepcji i każdego dnia po pracy razem z szefami i personelem prosimy Boga, żeby wszystko, co tu robimy, było na Jego chwałę; żeby tu działał. Nieustannie doświadczam, że dziecko to Boży dar. Rodzice mają duży udział w stwarzaniu człowieka, ale to Pan Bóg jest dawcą życia. Czasem podczas leczenia wydaje się, że wszystko jest już w porządku, a dziecka nadal brak. Innym razem niespodziewanie któraś z leczących się u mnie pań cieszy się widokiem podwójnej kreski na teście, chociaż według mojej wiedzy to prawdziwy cud.
Co Siostra mówi tym, którzy nie doczekali się dziecka?
Jako lekarz chcę, by byli rodzicami biologicznymi, ale podejmuję także temat adopcji. Co znamienne – wszystkie małżeństwa po jej dokonaniu zastanawiały się: „Dlaczego zrobiliśmy to tak późno?”.
Zachęca ich Siostra do zwracania się do orędowników w niebie?
Zwykle pod koniec wizyty radzę, żeby poszukali sobie patrona – św. Ritę, św. Judę Tadeusza, św. Jana Pawła II. W zeszłym roku z grupą dziesięciu małżeństw modliliśmy się przy jego grobie. Zostawiłam wtedy na ołtarzu kartkę z nazwiskami przeszło tysiąca moich pacjentek, żeby nie mówił, że nic nie wiedział. Żartuję, że Jan Paweł II ma u nas długi.
Śmieje się Siostra, że w jednej osobie stanowi 50 proc. ginekologii zakonnej w Polsce.
Drugie tyle jest w Warszawie. Bo w Polsce tylko dwie siostry pracują w tym zawodzie.
Przed wstąpieniem do klasztoru skończyła Siostra liceum medyczne.
Na medycynę posłały mnie przełożone. Przedtem pracowałam 14 lat jako pielęgniarka. Widać Pan Jezus sobie wymyślił, że zostanę ginekologiem.
Medycyna to zajmowanie się ciałem, a Siostra wybrała zakon, żeby zajmować się duchem.
Studiowałam medycynę na Uniwersytecie Najświętszego Serca Pana Jezusa Agostino Gemellego w Rzymie. Został założony przez franciszkanina Gemellego właśnie po to, żeby uczyć lekarzy uzdrawiania nie tylko ciała, ale i ducha chorego. Liceum medyczne wybrałam, bo trzeba było się na coś zdecydować. To był czas, kiedy codziennie i wytrwale prosiłam Boga o dobrego męża.
Znalazł się jakiś?
Przecież widzi pani, Kogo mam…
A ziemski?
Miałam chłopaka i myślałam, że się pobierzemy. Ale to właśnie dzięki niemu dowiedziałam się, co jest dla mnie najważniejsze. Na jednej randce powiedział, że przestanie dla mnie palić. Wracałam do domu szczęśliwa i nagle, idąc po schodach, usłyszałam: „Tak się cieszysz, że ktoś dla ciebie przestaje palić papierosy. A Ktoś umarł dla ciebie na krzyżu i nic cię to nie obchodzi?”. To był wstrząs i odtąd wiedziałam, co mam robić.
Jeszcze się spotykaliście z tym chłopakiem?
Jakiś powód zerwania się znalazł, ale dowiedziałam się, że Pan Bóg też go do tego przygotował. Kiedyś przyznał, że miał przeświadczenie, że nie będę jego. A ja miałam plany, że będę z nim miała dużo dzieci. Dzieci dużo mam…
Nie myśli Siostra czasem, że chciałaby mieć swoje?
Tego mi Pan Bóg jakoś oszczędza. Raczej z radością towarzyszę rodzącym. Po prostu mam inne powołanie – realizuję powołanie zakonne, tak jak pani – do życia w rodzinie. Jakby się pani czuła zmuszana do tego, żeby nie rodzić? Tak samo jakby mnie zmuszano do rodzenia. Już przed stworzeniem świata Bóg wiedział, co zrobimy.
A co z wolną wolą?
Zawsze zostaje wybór. Mogłam iść za moim chłopakiem… Myśląc o nim, cieszyłam się, myśląc o Bogu – też się cieszyłam. Ale po tych słowach na schodach już wiedziałam.
Skąd one przyszły?
Z nieba… Dziś wielu walczy o prawo wyboru, zapominając, że każdy je ma. Codziennie przed każdym z nas stoi wybór – możemy opowiedzieć się za życiem albo za śmiercią. „Kładę przed tobą dobro i zło. Wybieraj!”.
„Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę” – pisał Jerzy Liebert. To, że jest Siostra w klasztorze, nie daje przecież gwarancji pokoju ducha.
Co innego decydujący wybór, a co innego codzienne potyczki wewnętrzne, wątpliwości, bo szatan też się o mnie stara. Kiedy człowiek jest obojętny, on kładzie się obok niego i pilnuje, żeby nadal trwał w takim stanie. Gdy szuka Boga, przeszkadza mu i sieje niepokój. Ale to dwie różne sprawy. Wiem, że wybrałam dobrą drogę. Gdybym odeszła z zakonu, bo mi nie pasuje wspólnota, bo tu są za duże wymagania, bo mam już dosyć słuchania kogoś, sprzeciwiłabym się sobie samej. Świadomie wybrałam Jezusa, ale codziennie muszę odświeżać ten wybór. Wybór wczorajszy nie wystarczy na dziś. Trzeba mieć świadomość, że taki wybór totalny, że idę za Jezusem albo za mężem, niesie konsekwencje.
Pary idą ze sobą do łóżka, nie myśląc o konsekwencjach. A potem nie chcą przyjąć swoich dzieci i żądają prawa do aborcji.
Dzisiaj Pan Bóg jest postrzegany jako ktoś, kto ciągle coś nam zabiera. A przecież ograniczenia są częścią życia. Czerwone światła ratują przed kolizją. Jeśli włączymy tylko zielone – dając kierowcom nieograniczoną swobodę – sparaliżujemy całe miasto lub się pozabijamy. Wszystko jest dla człowieka, ale trzeba wiedzieć, jak z tego korzystać. Kiedy małe dziecko chce wziąć nóż, mama mu zabrania, bo może zrobić sobie krzywdę. Gdy będzie starsze, może dla wszystkich pokroić chleb. Seks to złote gody zakochanych, ale musi mieć miejsce w odpowiednim czasie i z odpowiednią osobą. Inaczej przypomina nóż w ręku małego dziecka – tylko się nim poranią. Trzeba pamiętać, jak w tej sferze kształtują się uzależnienia, napędzane potrzebą doświadczania coraz silniejszych bodźców. Przypomina mi się świadectwo Teda Bundy – seryjnego mordercy na tle seksualnym, który nawrócił się, zanim zginął na krześle elektrycznym. Wychowywany w najnormalniejszej rodzinie miał jedną tajemnicę – uzależnił się od pornografii. Szukanie coraz mocniejszych bodźców doprowadziło go do nieszczęścia. Zwrócił uwagę, że w społeczeństwie, gdzie pornografia jest tak dostępna, nie można go uważać za zwyrodnialca, bo takich właśnie ludzi wychowała nasza epoka. Przed śmiercią apelował, aby bronić dzieci przed pornografią.
Pornografia to fizjologia odarta z tajemnicy. Można też fizjologicznie – jak jeden z poetów – powiedzieć, że człowiek przychodzi na świat między kałem i moczem.
Wolałabym to zdecydowanie piękniej opisać. Przecież jedząc, nie myślimy o wymiotach, które mogą się zdarzyć. My, położnicy, robimy wszystko, żeby temu zapobiec, staramy się, by środowisko przyjścia na świat dziecka było piękne. Miałam szczęście przyjmować pierwsze porody we Włoszech. Tam każde urodziny są świętem i na porodówce cały personel składa sobie wzajemnie życzenia. Radość jest tak wielka również dlatego, że przy każdym porodzie istnieje ryzyko śmierci. Przecież tam leje się krew. We wszystkich uczestnikach tego aktu jest napięcie aż do momentu narodzenia.
Położnik nie może przestać być czujny?
Nim dziecko się urodzi, nie wiemy, czy jest całkiem zdrowe. USG nie jest kryształową kulą, która „prawdę nam powie”. Maleństwo może mieć ukrytą wadę, infekcję, trudności w oddychaniu. Zdarzają się różne nieprzewidziane sytuacje. Mój profesor mawiał, że kobieta podczas porodu i połogu jest jedną nogą na drugim świecie. Trzeba pilnować, żeby nie zrobiła kroku w tamtą stronę.
Jak Siostra wita nowo urodzonych?
Robię im krzyżyk na czole. Najmniejszy noworodek po cesarskim cięciu ważył niecały kilogram. Od razu zaczęłam się modlić, żeby przeżył. Obserwuję, jak mamy rodzą się razem ze swoimi dziećmi. Mam taką skuteczną modlitwę Stanisławy Leszczyńskiej, położnej z Auschwitz, którą polecam rodzącym: „Matko Boża, choćby w jednym pantofelku przybywaj na pomoc”.
A kiedy poród się wydłuża, jak Siostra wspiera matki?
Różnie, czasami mówię: „Pamiętaj, od dzisiaj ten dzień będzie świętem w rodzinie, więc go nie zakrzycz”. Ból rodzącej jest ogromny, ale do przeżycia. Myślę, że dodatkowo wzmaga go strach związany z niewiadomą, jak się wszystko potoczy. Kiedy rodząca się wyciszy, zaufa towarzyszącym jej położnym, od razu stać ją na więcej.
A jak Matka Boża mogła się czuć tamtej nocy w Betlejem?
Pan Jezus narodził się jako człowiek, Matka Boska też nim była, więc jej ból musiał być jak u każdej kobiety. Myślę, że razem ze św. Józefem zadbała, aby poród odbył się w najlepszych warunkach, na jakie było ich stać. I na pewno miała czyste pieluszki.
Nie miała pomocy siostry doktora.
Ale był przy Niej Pan Bóg. •
Bernadeta Milej – S. Augustyna
boromeuszka, ginekolog-położnik w Centrum Naturalnie w Rybniku. W 1998 r. ukończyła medycynę na uniwersytecie Sacro Cuore w Rzymie. Zajmuje się w szczególny sposób pomocą parom, które mają kłopoty z płodnością, wykorzystując metody naturalne.