Najpierw chodzić na czarne marsze czy też inne „strajki kobiet”, zwane gdzieniegdzie również covid-spacerkami, a potem do telewizji kolędować? Ano tak. Zdarza się naszym rodzimym celebrytkom i celebrytom, piosenkarkom i innym artystom.
Najpierw piorunek jako znak rozpoznawczy i opowiedzenie się po stronie tzw. wolnego wyboru w kwestii aborcji, a potem wolny wybór zarobkowy, czyli śpiewanie kolęd w różnych stacjach telewizyjnych. Czy należy gorszyć się takim wyborem?
Niewątpliwie u wielu z nas budzi to niesmak, żeby nie powiedzieć mocniej. Czujemy, że to rodzaj moralnej schizofrenii, pewnego rodzaju oszustwo i zwykły brak elementarnej logiki. Poza tym wzdragamy się, bo stara zasada „pecunia non olet” kłóci nam się po prostu z szacunkiem do telewidzów. Czujemy w tym kłamstwo. Dlatego wielu ludzi oburza zapraszanie do kolędowania artystek wyrażających poparcie dla tzw. strajku kobiet i wysuwanych przez to środowisko postulatów, a nawet żądań. Zwykli ludzie postrzegają to jako swoisty policzek i wyraz zepsucia zarówno zapraszających, jak i zapraszanych.
Jednak gorszyć się tym nie trzeba. Raczej sprawę spokojnie rozłożyć na czynniki pierwsze. Czy raczej czynniki środowiskowe, również nam bliskie. Bo czy zwykłe, nieznane dziewczyny i kobiety, które w ostatnim czasie wyszły na ulicę i poparły prawo do aborcji, w domowym zaciszu nie zaśpiewają „Gdy się Chrystus rodzi”? Zaśpiewają. I pewnie każdy z nas zna taki przykład wśród bliskich czy dalszych znajomych i krewnych. I raczej nie przyjdzie im do głowy, że chwilę temu poparły współczesną rzeź niewiniątek.
Dlaczego? Bo ich formacja duchowa, intelektualna, ich wrażliwość na drugiego człowieka, jest zupełnie inna. Ich postrzeganie kobiecości, wartości, świata jest z jakiegoś powodu niezbyt zbieżne z chrześcijaństwem. Chociaż część z tych kobiet, dziewcząt uważa się za chrześcijanki. Zarówno zwykła Kowalska z piorunkiem na buzi, jak i celebrytka z piorunkiem – nie dostrzegają żadnej sprzeczności w śpiewaniu kolęd (chociażby jako tekstów kultury) przy jednoczesnym głoszeniu, że „aborcja jest OK”. Bolesna to konstatacja, ale niestety prawdziwa. Coś poszło nie tak w wychowaniu do wiary i uczeniu myślenia.
Co zatem myśleć o tym zjawisku? Jak reagować na kolędowe występy propagatorek postulatów strajku kobiet? Myślę, że pytać należy o przyczyny tej zmiany wrażliwości, zmiany wartościowania i logicznego rozumowania. Program naprawczy nie może polegać jednak na pokazywaniu palcem i strzelaniu focha, „bo oto pani występująca w telewizji mnie zgorszyła”. To prawda, że obraziła wielu. Ale nic się nie zmieni, jeśli ona sama tego po prostu nie zrozumie. W jaki sposób pomóc jej zrozumieć? Oto jest pytanie.•
Agata Puścikowska