Jan Chrzciciel sam nie był światłością, ale był posłany, aby zaświadczyć o światłości.
Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz został posłany, aby zaświadczyć o światłości.
Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: „Kto ty jesteś?”, on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: „Ja nie jestem Mesjaszem”.
Zapytali go: „Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?”. Odrzekł: „Nie jestem”. „Czy ty jesteś prorokiem?”. Odparł: „Nie”. Powiedzieli mu więc: „Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?”.
Powiedział: „Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak rzekł prorok Izajasz”. A wysłannicy byli spośród faryzeuszów i zaczęli go pytać, mówiąc do niego: „Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?”. Jan im tak odpowiedział: „Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała”.
Działo się to w Betanii, po drugiej stronie Jordanu, gdzie Jan udzielał chrztu.
1. Był zwiastunem bliskości Boga, wzywał swoich słuchaczy, aby przygotowali serca na nadchodzące spotkanie z Tym, który sam jest światłem. Do dobrego spotkania, do świętowania trzeba się przygotować. Taki jest właśnie sens Adwentu. Zanim zapalimy światła na choince, trzeba ją postawić w mieszkaniu, ozdobić. Zanim zasiądziemy do wigilii, trzeba się sporo napracować, posprzątać, kupić to i owo, aby świętowanie było udane. W tej przedświątecznej krzątaninie (czasem męczącej) ukryta jest nadzieja na piękne święta. A co trzeba zrobić na poziomie serca, aby Boże światło zapłonęło w nas? Tyle w nas pretensji do Boga, do ludzi. Tyle żalu, a może i wściekłości, że „nie tak powinno być” w świecie, w Polsce, w Kościele, w mojej rodzinie. Może trzeba powymiatać co nieco, przebaczyć, spuścić z tonu, nie napinać się tak bardzo i zrobić miejsce na radość nie z tej ziemi. Nie da się „wyprodukować” radości, nie da się zaplanować szczęścia. Warto jednak nastroić swoje serca na przyjęcie daru. Tym darem jest Boże Narodzenie, jest drugi człowiek, jest sam Bóg ze swoimi niespodziankami. Ciemności wokół nas spore, ale mamy nadzieję, że światłość z nieba je pokona.
2. Jan wypytywany przez wysłanników elit żydowskich o to, kim jest i dlaczego robi to, co robi, cały czas podkreśla, że on sam jest nieważny. Ważny jest Ten, który nadchodzi. Kościół przypomina Jana Chrzciciela w tym sensie, że jego rolą jest wskazywanie na rozpoczętą już obecność Boga w świecie, na światłość prawdziwą. Różne współczesne elity naciskają na Kościół, żeby zaprzestał swojej misji. Pytają go: „Kim ty właściwie jesteś?”; „Jakim prawem pouczasz, chrzcisz, udzielasz rozgrzeszenia?”; „Kto ci pozwolił wzywać do nawrócenia?”. Kościół musi się uczyć pokory od Jana. Pamiętać, że nie jest Mesjaszem, a jedynie głosem na pustyni, świadkiem, znakiem, zapowiedzią Tego, któremu nie jest godzien odwiązać rzemyka u sandała. Tej pokorze musi towarzyszyć odwaga w obliczu wszelkiej maści Herodów.
3. „Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie”. To zdanie oddaje sens Adwentu i świąt. Boże Narodzenie to święto Boga z nami. Tego, który zamieszkał już pośród ludzi. Ale my wciąż Go nie znamy albo znamy Go za mało. Także my, kapłani, głosimy Tego, którego niestety za mało znamy. Zatrzymujemy się często na znakach, a nie docieramy do sedna. To trochę tak, jakbyśmy przyjęli prezenty, ale ich nie rozpakowali, tylko cieszyli się samymi paczkami pod choinką. Święta zapraszają, aby lepiej poznać Boga, odkrywać Jego tajemnicę, przyjąć Jego obecność, miłość, prawdę, życie, które nam daje. Święta są po to, by uwierzyć na nowo. I napełnić się nadzieją, że najlepsze święta wciąż przed nami.
ks. Tomasz Jaklewicz